Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Proszę pana ordynata, przyszli do naszych stajen panowie eksperci.
— Idę natychmiast. Czy kapy z koni pozdejmowane?
— Wszystko w porządku.
— Dobrze! Proszę, niech Badowicz idzie, ja zaraz nadejdę.
Koniuszy ukłonił się i wyszedł z pawilonu również majestatycznie, jak wszedł.
— No! złoty medalik brzęknie w pańskiej stajni — zawołał Trestka.
— Któż może wiedzieć? Ale jestem dość pewny swych koni.
Trestka pokiwał żałośnie głową.
— On może być pewny!
Po odejściu ordynata, książę Giersztorf zwrócił się do pań:
— Przeszkodziliśmy paniom w ekspertyzie, ale z ordynatem rozmawia się tak ciekawie, że chyba i panie nie są zbyt poszkodowane.
— Odetchnęłyśmy, zawdzięczając panom — rzekła uprzejmie baronowa Elzonowska.
Książę zacierał ręce.
— Ale ordynat! — mówił, kręcąc głową. — Gdyby nam więcej takich, lecz.
Książę machnął ręką w sposób wiele mówiący.




XXVI.

Na wielkim placu popisowym, w środku wystawy, zebrały się tłumy publiki. Miał być wyścig hipiczny. Dokoła barjery, otaczającej hipodrom, falował gęsty wianek strojów męskich i kobiecych. Poza tym ruchomym i barwnym pasem wznosiły się trybuny, udekorowane w festony i chorągiewki. Bliżej wysunięte loże błyszczały świetnemi obiorami pań, szumiące z lekka gwarem rozmów, przeważnie prowadzonych w językach cudzoziemskich. Zebrała się tu sama arystokracja — wyborowe towarzystwo, strojne, rozbawione, z pewną odrębną cechą, znamionującą wysokie sfery.
Z pod koronkowych obszyć wysuwały się białe ręce w eleganckich rękawiczkach lub obnażone i pokryte klejnotami. W uszach świeciły brylanty, na piersiach połyskiwały złote łańcuchy. Pyszne kapelusze wznosiły się dumnie na pyszynych uczesaniach. Oczy błyszczały, uśmiechały się usta. Pełno było cichych rozmów i błyskotliwych dowcipów. Strojne, pachnące i rozbawione loże w ogólnym zarysie miały wygląd piękny i spokojniejszy; zagłuszał je huk na innych trybunach i ruchoma fala publiki pieszej. Wyścig się rozpoczął.
Od stajen zbliżały się do startu eleganckie sylwetki jeźdźców na rasowych koniach. Skupiał ich przed sobą książę Giersztorf, ubrany w cylinder i długie palto z polami. Trzymał on kartę z wyliczeniem nazwisk jeżdżących panów, oraz ich wierzchowców i według spisu puszczał na tor. Wyjeżdżali po czterech. Konie szły z wdziękiem, brały przeszkody z mniejszem lub większem powodzeniem, ogólnie jednakże dobrze. Czasem odsunęła się deska z przeszkody, zaczepiona kopytami, ale nim drugi jeździec nadjechał, stajenni naprawili barjerkę. Orkiestra na osobnej estradzie ożywiała i tak już szeroko płynące humory.
W jednej z większych lóż znajdowało się towarzystwo ze Słodkowic, księżna Podhorecka i Rita, strojna, świetna, ale niespokojna. Na