Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No dobrze. Ale ostatecznie jakiego jest zdania dziadzio? — spytał Waldemar porywczo.
— Ja stanowczo trzymam twoją stronę. Ten hrabia S. jest niepoczytalny. Idalka sądzi inaczej. Ona mówi, że powinniśmy zawsze trzymać się naszej sfery i dopomagać jedni drugim, zamiast szukać obcych bogów. Po części mówi prawdę, ale w tym wypadku...
Waldemar wybuchnął ironicznym śmiechem.
— Wspaniała teorja! Altruizm ciotki rozczula mnie! Ale to pseudoaltruizm. Ciotce ten hrabia zaimponował, jakby sama była parwenjuszką. Hrabia S. praktykantem w Słodkowcach, to ciotkę łechce. Ale ja jestem krańcowym egoistą i takiego poliszynela nie wezmę na praktykanta, po części swego pomocnika. Ja szukam nie sfery, lecz tęgości, energji, o czem ten pan pojęcia nie ma. Że jeden z praktykantów w Głębowiczach jest hrabią, to nie dowodzi, bym szukał drugiego i brał bez względu, jaki on. Tamten w Głębowiczach pracuje, jak każdy inny, a hrabia S. jest do niczego. Może ciotka myśli, że praktykant będzie tu odgrywał rolę panicza na wodach, będzie grywał w tenisa, w bilard i czytał głośno romanse francuskie, ale ja wymagam praktykanta innego i takiego mieć muszę. Zresztą już mam, jest umówiony a umowy nie zerwę dla... idjosynkrazji ciotki.
Mówił żywo, gestykulując I chodząc po gabinecie.
Stanął przy oknie.
— Czy dziadzio wie, jaką ja odbywałem praktykę u książąt Łozińskich po skończeniu Halli? — spytał gwałtownie. — Jeśli hrabia S. jest zdolny do podobnej, niech przyjdzie zadowolić ambicję cioci.
Pan Maciej machnął ręką.
— Dajże spokój, znam dobrze tego gagatka. Uperfumowany laluś, ma dwadzieścia kilka lat i już sporą łysinę. Sama toaleta zajmuje mu pół dnia czasu. Byłby ci zawadą, nie pomocą.
— Eee! jabym nie robił ceremonji. Nie chcesz, paniczu, wstawać o piątej, to jazda do Monte-Carlo na ruletkę. Ja chcę, aby moi praktykanci korzystali. W Słodkowcach i Głębowiczach mają do tego wielkie pole. Ale brać pierwszego dudka nie mam zamiaru. Ten S. nie skończył żadnej szkoły rolniczej. Cóż on chce, żebym mu wykładał agronomję od a do z, i to wtedy, jak przyjdzie ochota, lub jak znudzi tenis? Podobnym filantropem dla sfery nie jestem. Niech ciotka założy tu szkołę dla takich filistrów, aferzystów, gogów, tenisistów, a wówczas ja poślę karetę po hrabiego obitą poduszkami, żeby się nie rozbił, jak pusty flakonik od perfuma.
Pan Maciej zaśmiał się.
— Tegoby tylko brakowało, żebyś to Idalce powiedział.
— A powiem! Jeśli ciotka zacznie mi wmawiać miłość do naszej wyłysiałej sfery, to powiem. Na szczęście, mieszkam w Głębowiczach, mogę tu rzadziej bywać, jeśli tak ciotkę irytuję.
— No, mój drogi, nie myśl o tem. Ale wiesz co? Ten pan praktykant mógłby naprawdę mieszkać w Głębowiczach i byłby spokój. Jak myślisz?
— Ależ w Głębowiczach mam trzech praktykantów, a tu żadnego. Wreszcie z Głębowicz do Słodkowie jest z górą dwie mile, więc tam jeździłby na obiady i noclegi? Głupstwo! to jest niemożliwe!
— Więc może niech jada u Klecza?