Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przeciwnie, wszystko stracone... Zycie moje przepadło... Otrzymać czterdzieści siedem tysięcy franków i dzielić je z żoną... no, nie! na to ja się nie zgadzam... Wolę nic nie otrzymywać...
Nie wiedziałem, co mu powiedzieć, i nie widziałem wyjścia z takiej sytuacji.
— Zjedz śniadanie ze mną, — zaproponowałem, być może, wymyślimy co bądź przy deserze.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Parcifal, oddający się zapewne tymżeż samym wspomnieniom, opuścił gazetę na kolana i rzekł z głębokiem westchnieniem:
— Tak, pomimo to wszystko... to były dobre czasy...
Parcifal rzeczywiście dobry chłopak...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wyszliśmy razem i przez kwadrans spacerowaliśmy po ogrodzie kasyna. Naraz w jednej z alei zobaczyłem jakiegoś staruszka, rozmawiającego z ożywieniem z groomem z restauracji... Poznałem Jana-Juljusza-Józefa Sagoffen... i dostałem febrycznego drżenia...
— Chodźmy ztąd rzekłem do Parcifala... Chodź my prędko!...
— Co ci jest?... ze zdumieniem rzekł: czyż to Arton?...
— Chodźmy...