Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okrągłość boków, atłasowe nogi... Wszystko co w przeciągu trzech dni zgasło, przepadło, zniknęło!.. Straszne, nieprawdopodobne!..
— Matylda!.. moja malutka Matylda... jęczał nieszczęśliwy: pomów ze mną... Powiedz, że to nieprawda, żeś ty umarła. Ty pozujesz do Ofelji; do Julji, nieprawdaż?.. Lecz tyś nie umarła, ty żyjesz... ach, pomów ze mną...
Lecz poczuł na ustach swoich zimno martwych warg, i to zimno sparzyło go na podobieństwo rozpalonego żelaza. Wtedy upadł na łóżko, wsunął głowę pod prześcieradło, i zapłakał:
— Mój Boże!.. Mój Boże!.. Ona nie pozuje...
Nikomu nie pozwolił czuwać przy swojej żonie i nie kazał nikogo przyjmować. Sam jeden dokonał smutną tualetę; sam ubrał łóżko kwiatami, — wonnemi gałęziami białego bzu, białemi różami, wielkiemi, białemi liljami, purpurową kaliną. Matylda, leżąca w białej sukni na białych kwiatach, wydawała się śpiącą.
W zeszłym roku Barnes stracił swego jedynego syna, pełnego, różowego, pulchnego, czarującego chłopczyka, pozującego już do Amorów i Aniołków. A teraz zabrano mu żonę!... Odtąd nie miał już kogo kochać, i był tak samotny, tak samotny, że myśl o śmierci na chwilę go ucieszyła... Po co żyć?.. I dla kogo?.. I po co?.. Wszystko runęło... wszystko... aż do egoistycznych rozkoszy sztuki, do zachwycających mąk tworzenia; do tego boskiego zachwytu, tego prześlicznego szału, który z koloru skóry, z odcienia materji, z blasku słońca nad morzem, z dalekiej, ginącej w mgle przestrzeni, tworzy, tworzy, i zmuszą