Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szych frazesów. Przyszedłem tu na to, ażeby zobaczyć, i zobaczyłem... pozostaje mi tylko odejść... Do widzenia!...
Dziewczynka wciąż jeszcze śpi, otoczona aureolą swych jasnych włosów. Na twarzycce jej już widoczne są ślady rozpusty. Staruszka chodzi po sąsiednim pokoju, i słyszę jak podłoga skrzypi pod jej nogami. Kobieta schowała swe złote monety pod poduszkę i szeptem mówi do mnie:
— Stara będzie zła, żeś nie wziął dziewczynki... Daj jej cobądź, gdyż inaczej odbierze mi wszystko, co dostałam od ciebie... To bardzo zła staruszka... Poczekaj, wezmę świeczkę... Schody są tak niepewne!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Drugi opowiedział...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Pewnego rana przyszedł do mnie bardzo biednie ubrany człowiek, lat około pięćdziesięciu, o wyglądzie chorobliwym, mówiący słowa bez związku. Po wyjaśnieniach, które przeraziły służbę i nie były przez nią zrozumiane, chciał widzieć się ze mną... Służba nie rozumie tajemniczości, nie lubi biednych ludzi i obawia się chorych, surowych twarzy... Powiedziano mu, że niema mnie w domu... że powrócę bardzo późno... a... być może... nie wrócę wcale... Człowiek