Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ubrana w lekką, czarną, wełnianą bluzkę i zabłoconą spódnicę, na głowie ma olbrzymi kapelusz ze zwieszającem po deszczu piórem; ręce jej, — brzydkie, wykoszlawione, zaczerwienione od zimna ręce w starych mitynkach, — złożone są na brzuchu. W innym czasie i w innych okolicznościach wziąłbym ją za służącę bez miejsca. Prawdopodobnie wie ona o swojej brzydocie, gdyż mięsza się pod mojem spojrzeniem, i, chowając się w cień, powtarza nieśmiałym, drżącym głosem, jakby żebrząc o jałmużnę:
— Panoczku... panoczku... chodź do mnie... Zrobię wszystko, co tylko zechcesz... Panie... panie...
Że zaś ja nie odpowiadam, nie ze wstrętu lub pogardy, lecz dlatego, że w tej chwili ze współczuciem patrzę na koralowy naszyjnik, czerwoną nitką okalający jej szyję, to ona dodaje błagalnym szeptem...
— Jeżeli pan zechce... Mam dziewczynkę... Ma trzynaście lat... bardzo jest miła... I zna mężczyzn, jak kobieta... Panoczku... proszę pana... Chodź do mnie... Panoczku... panoczku!...
Pytam ją:
— Gdzie mieszkasz?
Szybko wskazuje mi przeciwległą ulicę, widniejącą w ciemności jak przepaść i odpowiada:
— Bardzo blizko... oto tam... o dwa kroki stąd... Pan będzie zadowolony...
Przechodzi ulicę biegiem, ażeby nie dać mi czasu do rozmyślenia się, nie dać ostygnąć mej żądzy... Idę za nią... Ach biedaczka!... Odwraca się za każdym krokiem, ażeby przekonać się, czym nie uciekł i ska-