Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
NIKEFOR: (zakrywa nagle twarz rękoma) Ha, bogdajem nie podniósł twarzy od ziemi! Rzucił się w krater!
TEOFANU: Zamknięta brama — na zawsze!
ŻOŁNIERZE: Bazileus! Bazileus! — ojciec wojska! tronujący wraz z Bogiem! Kosmokrator!
(Wdziewają mu kamasze karmazynowe, na czarny płaszcz wodza zarzucają purpurę Bazileusów).
NIKEFOR: Zdaje się, że mnie ubierają do trumny — ot, jak są różne wrażenia owacyi!
TEOFANU: (przemagając w sobie napór obłędu) I wygrałeś mnie?
NIKEFOR: Myślę, że nie.
TEOFANU: Wiedz, że jechałam tu do ciebie z wyciągniętymi ramionami, ale teraz — ja tobą gardzę!
NIKEFOR: Czy dlatego, że w jednym błyśnięciu zapadł się mój raj w wir mroku?
TEOFANU: Że idziesz przez świat nie mocą własną, lecz mocą krzyża! (cicho — tragicznie) Czyś ty kochał kiedy szatana?
NIKEFOR: Teofanu, biorę Cię za mą żonę.
TEOFANU: Żoną już jestem Mroku pośród Ognia.
NIKEFOR: Umarł Seif Edewlet!
TEOFANU: Nie rozumiesz... we mnie jest owoc, który w ogrodzie Miłości nie był zakazanym!
NIKEFOR (szczęknął zębami i głucho się zaśmiał, lecz opanowuje):
Jesteś, Bazilisso, mym więźniem — musisz dzielić zemną tron.
Nie będziesz nigdy mą żoną z ciała.
Nigdy.
Chociażbyś Ty już sama —