Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
wiczek, co mi go dała stara wróżka w lesie. Oni pojechali przez miasta, prowincje i wreszcie znaleźli na kresach państwa córką węglarza — i dla jej nóg trzewiczek był zrobiony. I był ślub uroczysty. Lecz król czytał wciąż księgi święte i nie kładł się z nią nigdy do łoża. Gdy chciał spocząć — leżał na posłaniu z krzemieni ostrych jak noże, łożnica jego z baldachimem była tylko dla oka ludzi. Teofanu...
B. TEOFANU: Kto?
MAŁY EUNUCH: — Ona była taka piękna, jak Ty, Monarchini — i rzekła raz królowi: „Jabłka dojrzały — i wiśnie są już czerwone — ptaki noc całą śpiewają w ogrodach“. — Król rzekł: „Milcz Teofanu — poczekaj, aż pójdę do Jeruzalem modlić się za nas oboje, — ja będę higumenem — ty ksienią i tak zbawimy dusze nasze“. — Odtąd Teofanu poczęła w sobie żywić myśl straszliwą — i był jeden Pan możny, imieniem Jan...
B. TEOFANU: Kto przez ciebie mówi, szatan?
MAŁY EUNUCH: On był tak piękny i rycerski, jak logotet — Jan Cymisches. I ona uwiodła go do łoża swego. Lecz on rzekł: „Nie uczynię tego Władcy memu“. Ona przyszła do łoża jego — i tak on ją posiadł. Wtedy Jan budząc się ze snu, począł płakać gorzko.
(Wchodzi Jan Cymisches).
J. CYMISCHES: Witam Cię, Monarchini mroków!
B. TEOFANU: Łamiesz słowo rycerza!
J. CYMISCHES: Nie, gdyż wyjście nam zamknęłaś zdradnie. Tam stoi oddział Kyriopalata.
B. TEOFANU: (surowo) Przyszedłeś tu po djadem?
J. CYMISCHES: Jestem godny korony — mógłbym stanąć przy posągu Aleksandra Macedońskiego i nie uchylić