Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
B. TEOFANU: Co słyszą?... byłżebyś Ty owym Rycerzem, który odpłynął na niewiadome bezkresy —
B. NIKEFOR:
...przekraczam świata pół, zwyciężam Termopyle
w miłości do Zjawienia na ziemi Nieznanego!...
(B. Teofanu przygląda się mu ze wzruszeniem najgłębszem).
B. TEOFANU: I czemuż nie danem było zrzucić tej maski już dawniej?...Mam więc miłości swej urzeczywistnienie... Człowiek... nie „tylko człowiek“, lecz „aż“! tak niepojęcie wiele: zjawisko wśród wieczności: człowiek, który ma w sobie niebo i morze...
(W mroku Chimer i Potworów przewijają się spiskowi).
SZEPTY: Jeszcze nie przepłynął Propontydy, — he, słyszysz: puszczyk! to On! rzucajcie mu sznury z koszami. Wciągaj — tu jama na 7 pięter — niechby sznur zarwał — zrobiłoby się mokrutko na skałach! Uf, ciężko taszczyć — dechnijmy — okręć ten sznur dokoła filaru — heo! Bazilissa! za pół grosza sprzedam teraz moją głowę!
(Uciekają, niektórzy wyskakują przez balkon).
B. TEOFANU: Nikczemni! nikczemni! jeszcze zostało was tylko siedmiu!
(Chwyta miecz B. Nikefora i biegnie po wschodach na heliakon. Widać przez dolne okno zawieszonych w koszu nad przepaścią kilkoro ludzi, między nimi J. Cymischesa. Teofanu miecz wyciąga nad sznurem. Milczenie oniemiałe).
J. CYMISCHES: Tak, możesz się zemścić — przepaść pod nami głęboko — Bóg nie pożałuje nas tnij.
B. TEOFANU: Powiedz mi wprzódy —
J. CYMISCHES: Wiem, ha ha, wiedzieć chcesz, czy wtedy omdloną posiadałem Cię? wiedz, i przysięgam Ci, że nie.