Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
się ja w wór obłóczył, gdy oni chorowali — trapiłem postem duszą moją i modliłem się często sam u siebie za nimi“.
DWUNASTU MORDERCÓW:
1-szy: Kto jest synem bożym, mękę znosi między ludźmi.
2-gi: Ludzie oczy wypalają tym, którzy patrzą prosto w twarz Boga.
3-ci: W pałacach moich byłem gorszy, niźli szatan, lecz zdradzili mnie, zabrali mój majątek synowie — dostojnikami są tu przy dworze — i tem ofiarowali mi dobro, nie wiedząc! mnie wygnali — ja zaszedłem aż do Jezusa! z Nim siedzę przy jednym stole — na polu we wichurze.
4-ty: W mroku widzę — odkąd mię oślepiono —
5-ty: Radość jest — w tym piekle życiowem — i Bóg jest — mimo że świat nie wskaże.
6-ty: Ja powtarzam tylko w milczeniu: Chwała i za trąd, i za śmierć — i za pustynię — chwała.
7-my: Chrystus był kuszony dni 40 przez szatana — tyś większy nad Chrystusa, bo masz obok siebie na tronie wiecznie szatana, a służysz Bogu.
WSZYSCY: Ona wciąż przędzie myśli — myśli złe.
(Teofanu schodzi z tronu i siada u stóp Nikefora).
B. NIKEFOR: Mówi przez Was ślepa dusza ludu — cóż wam zawiniła Teofanu? Jej ból nadludzki macie za skrzydła demona — jej zagwiaździste wierzchołki przyjmujecie za rogi Lucypera?!
B. TEOFANU: (głosem radosnym) Jam jest — Lucifer!
DWUNASTU UBOGICH: Opętana, uciekajmy!