Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Kościoła — nie zginąłbyś! Kościół zawsze wyratuje! mógłbyś zostać chronografem!
CHOERINA: W celi zamknięty pisałbym elokubracje, naginając fakty życia wszechludzkiego pod ciasną i głupią formułę tego, co uważa mysi rozum Patryarchy za Objawienie w Starym i Nowym Testamencie! Największy czyn będzie pominięty, jako niegodny wspomnienia; każdy zaś ochłap rzucony kongregacyi, uważa się za mądrość tchnioną przez Boga.
WSZEGARD: (podchodzi, usłyszawszy te słowa) Czy i ty zostałeś heretykiem, adeptem djabła, nieposkromionym Bogoburcą? może jak Melodos, wybran jesteś prorokiem w jakiejś tu gminie górskiej?
Nasz święty Synod zdawna już ma przygotowany loszek dla Melodosa —
o tu —
obok Jana Cymischesa zamkniemy niejakiego psa oślepionego!
RUMBAROPUL: (dyplomatycznie) Ja myślę — zresztą to jest moje prywatne zdanie, że bądź co bądź nie są to już czasy Najświętszej Bazilissy Ireny, która kazała oczy wyłupić swemu synowi ad majorem Dei gloriam, w tej purpurowej komnacie, gdzie ujrzał pierwsze światło.
WSZEGARD: Bazilissa Irena była kobietą, a jak mówi święty jeden, kobieta jest to gnój w szatach!
CHOERINA: Bawisz mnie, dobry Wszegardzie, miło jest z Tobą szczerze pomówić — akurat, kiedy niema Twej przyjaciółki — ale już idź, bo widzę ten ździczały Melodos, adept djabła, mógłby Cię na rogach ponieść, aż przed tron Djonizosa w piekle.
RUMBAROPUL: Ulituj się nad sobą, Choerina, chcesz