Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ta, jakie objawiał kiedykolwiek Zarathustra i Manu, Chrystus i Orfeusz...
Wola jego była teraz ową pieniącą się wezbraną szeroko rzeką, która już wypłynęła z cieśnin górskich. Mógł czynić, co chciał.
Miał wszystko, czego zażądał kiedy. Mógł być Czarnym Magiem i miał Selenę. —
Chmura zbliżała się do księżyca, miała go zakryć za chwilę.
Zolima stała posągowo naga w uchyleniu swych złocistych szat. Boska — w udach mocnych, w piersi rozwiniętej, w łonie będącym tylko niedostrzegalnem falowaniem od ud aż do gór piersi.
Lecz nadewszystko głowa jej w całej puszczy tropikalnej mrocznej włosów — i twarz teraz w miłości mistycznej dochodząca grozy... Wśród wierzchołków gór wicher zaczął grać melodję obłędną, jakby całe miasto demonów płynęło w powietrzu.
Czemś niewyrażalnem przenikniona Zolima zaczęła biedz. Biegła ku wzgórzom leśnym, wyczerpana upadła głową w dół na dziki zwał głazów.
Nie było tam murawy.
Księżyc oślepiał i z głazów czynił jakieś bryły niebywałego blasku — niby lazuli, malachit, onyxy, blade aragonity — — i mroczny nierozświetlny nefryt —
Arjaman szedł zwolna, podszedł do leżącej rusałki. Podniósł ją i patrzył.
Nie całował jej głowy, leżącej niżej niż tors, przechylonej ku jezioru tak, że jezioro to odbijało się w jej oczach, niby w dwóch świetnych Sezamach.
W powietrzu muzyka mogilnej melancholii łkała, zdało się, jakaś postać z ołtarza padła na klęczki i błaga — i czoł-