Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wielkie, posępne skały mroczyły się, zwrócone od słońca, zapadłe w morze.
Straszny jęk dobywał się z nad fjordu.
To Otaria utraciła towarzysza!
Miesiące mijały — i to wielkie wspaniałe zwierzę, pokrewne fokom, nie odchodziło od brzegów, przepływało tylko fjord to tu, to tam —
szybka, jak syrena, goniąca okręt Odysseusza na morzu.
— Te zwierzęta są bardzo szczęśliwe, mówił Arjaman, wskazując na głazach rozwalone foki i lwy morskie: nurzają się w rozkoszy żywiołu Tetydy całym swym jestestwem i tak łatwo mogą zdobyć kontrapunkt radosnego, leniwego wypocznienia na skalistej wyspie!
A potem znów płynąć gromadnie, jak armja, po tych głębinach z niesłychaną szybkością, w dni kilka przenosić się ze stref polarnych w umiarkowane regjony! Iście Böcklinowski tryton! jakie Odysseuszowe najady!
— Tak, są szczęśliwi — jeśli mogą być szczęśliwi?! rzekła Wieszczka, dygocąc całym ciałem na rozpaczny głos biednej Otarji, która samotna, niedopuszczająca nikogo w pobliże, wyła przerażająco! milkła tylko, zanurzając się na krótko w ciemną toń.
Przypisek kronikarza piekielnego. Te wzruszające — hm, hm, opowiadania mogą iść zaiste w zestawienie tylko z kwiateczkami świętego Franciszka... takież bredy! nie razi nas to, że lew znalazł się w Tatrach — akurat w czasie, gdy z mrozu Gandara dostał zapalenia płuc, bo jeśli tyle mułów upasa się na krytyckich prerjach różnych stolic, o każdej porze dnia, nocy, roku i stulecia — to czemuż nie miałby się znaleźć i jeden Felis Leo w Tatrach — zimą?.. Więc nie to razi nas, ale skąd wjeżdżamy znowu w jakiś