Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wicie, jako w Białce kościół zjedli?
— Z jedlinowych balów?
— E, wyście mądrzy, to nie uwierzycie, ale głupi to myślą, że kościół zjedli!
— Wybudowali kościół z pni wielkich jedlanych, hrubych, jak ten skriżal (ukazał wielki płaski głaz u schodów).
I był taki gazda, co syćko zabijał: barany, owce, woły, ludzi syćko zadziobywał.
(Tu Arjaman miał widzenie olbrzymiego, czarnego, skrzydlatego człowieka, który syćko zadziobywał!...)
No i było mu już na śmierzć.
Ale jako ta do księdza pójdzie?
Kto mu da rozgrzesynie?
Namówili go przecie. Ksiądz pyta: no, ile ta może być tego, co zabiłeś?
Tak mówi ten zbój:
„Jakbym ze Żaru do Jurgowa zrobił płot, telo by on mógł objąć, com nasabijał.“
To mówi mu Ksiądz: klęknij w kościele, zrób krydą koło i módl się, a nie daj się wziąść złemu. —
Zostawili go.
Modli się.
Noc — ciemno! żebyś djabłów zjadł, a nie widział.
A tu widzi ogień zaświecił — kuźnia!
Takie pięć pieców bucha ogniem, jako w Hamrach, kie żelazo robią — rude ocziszcają. Kręcą się też różne sieleniejakie duki. Mieli ulać dzwon, a na tyn dzwon wsziscy dawali pieniądze stare, spilki połamane, abo i całe — syćką miedź i srybro. Zewsząd ludzie umarci schodzili się, dawali, a Ksiądz dorzucał.
I postawili na tym grzysniku dzwon.