Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie pytał już Arjaman, pomógł założyć żagle, wysunęli łódź na fale, grzmiące potężnie wraz z nocnym przypływem.
Wiał chłodny wiatr, łódź, pochyliwszy się na bok, z świstem zaczęła pruć wody. Góra na wyspie wyrastała wciąż — olbrzymiała w mroku, aż w nim zatonęła.
Już był nad nimi tylko rozpięty haftowany gwiazdami namiot nieba. Mrok nocy magnetyzował; tężyzna fal udzielała się Arjamanowi. Myślami krążył, jak olbrzymi albatros, wśród chmur nad wzdętym morzem.
Mijały godziny.
Bez słowa, w milczeniu płynęli.
Arjaman wracał myślami do ubiegłej nocy, wśród której on, król wyspy Thule, rzucił bajeczną czarę miłości do morza.
Czasza ofiarna dla żywiołu, z której nikt nie wypije już nigdy.
I w tej dumie żałował, iż, jak Aleksander Wielki, nie pochodzi od matki czarownicy, która niewiadomo z jakim demonem poczęła syna!
Aleksander, nie uważając się za syna Filipa, mienił się synem Ammona, boga słonecznego w Egipcie.
Takich matek Olimpjad liczy historja tylko na jednostki.
Słowacki ułożył modlitwę dla matek o syna gieńjusza.
Arjaman sam teraz był swą matką i czuł, jak rozskrzydlają się w nim czarne, mroczne zadumy.
Wtem ujrzał mknący błyskawicznie po wodzie ogień.
— Nie może być łódź tak szybko pędząca, pomyślał, nie jest li to jakiś pocisk nowego systemu — światło zbliża się, zakaty! wychynęła podmorska łódź! —