Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA VII.
JANINA — KAMILLA — FUJARKIEWICZ.

Fujarkiewicz (ubrany po wizytowemu). Czy wolno?
Kamilla (n. s. z gniewem). Ten także tu teraz potrzebny.
Janina (zbliżając się do Kamilli). Mów z nim, bo ja nie mogę, nie mam głowy (odchodzi na bok, siada, potem staje, przechodzi niespokojnie patrząc na drzwi prowadzące do pokoju męża, znowu siada).
Fujarkiewicz. Panie darują, że przychodzę o kilka minut później, niż tego wymagają przepisy towarzyskie, ale to z winy moich kaloszy, a właściwie mówiąc, nie moich tylko kogoś, co był łaskaw zamienić je na tym wieczorku u państwa. Nie wiem jak się to stało, ale dostały mi się tak kolosalnych rozmiarów, że z przeproszeniem moje nogi tańcują w nich na wszystkie strony.
Janina (wchodząc z głębi). I to ja, ja jestem winna temu wszystkiemu.
Fujarkiewicz. Pani dobrodziejka, bron Boże, ja tego nie powiedziałem, ale zawsze to niedelikatnie ze strony tych panów.
Janina (j. w.). Zachciało mi się koniecznie tego balu i teraz tyle, tyle zmartwienia.
(Fujarkiewicz siada przy środkowym stole).
Fujarkiewicz. Niech pani dobrodziejka nie bierze tego tak bardzo do serca, ja myślę, że się znajdą.
Kamilla (półgłosem do Janiny). Janino uspokój się.
Fujarkiewicz. Niech pani uspokoi siostrę, że to przecież znowu nie taka strata. Więcej mi chodzi