Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Franciszek. Tak, tylko pytanie, co panienka i pani na to powiedzą (zabiera palto i kapelusz i wychodzi na prawo).
Adolf (z uśmiechem). Franciszek jakoś nie bardzo wierzy w twoje rządy tutaj.
Władysław (widząc wchodzącego Telesfora). A to co? Na kogoż wuj wybiera się z temi morderderczemi narzędziami?
Telesfor (z pierwszych drzwi na lewo, trzymając w lewej ręce szpadę, w prawej szablę). Ha, może trzeba będzie niemi kogoś pomacać, dlatego wyjąłem je z szafy i odpolerowałem troszeczkę (robi kilka cięć w powietrzu). A co? dobrze jeszcze idzie?
Władysław (z uśmiechem), Przecież wuj nie myślisz się pojedynkować?
Telesfor. Właśnie, że myślę.
Władysław (j. w.). Z kim?
Telesfor. Z jednym z tych smarkaczy, co ich tu Fikalski do tańca posprowadzał. Obraził się kawaler, żem go nazwał tem, czem jest właściwie, to jest smarkaczem i posłał mi sekundantów.
Władysław. Ale przecież wuj nie zechcesz?
Telesfor. Dlaczego?
Władysław. Bo by to było nonsensem stawać na wezwanie jakiegoś tam młokosa.
Telesfor. Więc mam zgodzić się na to, żeby ten sam młokos głosił potem po całem mieście, że pułkownik Telesfor stchórzył przed nim? Nie zapomnij mój kochany, że ja stary wojskowy i muszę dbać o mój honor.
Władysław. Ale wuj już w tym wieku...
Telesfor. Nie bój się, pokażę ja im jeszcze co stary potrafi, zmasakruję na kwaśne jabłko.