Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miecia (zobaczywszy kartkę, która wypadła z bukietu). Mamo, jakaś karteczka.
Katarzyna. Pewnie oświadczenie miłosne (uradowana rozwija i czyta). Kocham cię od dawna, słyszysz Jasiu (nagle zmienia ton). Co?
Ciuciumkiewicz. Co takiego?
Katarzyna (czyta prędko). „Daj mi znać, kiedy męża twego nie będzie w domu“ — to nie do Teci.
Ciuciumkiewicz. No tak, bo skądżeby ona wzięła męża tak na poczekaniu.
Katarzyna. A, rozumiem, to do niej. Bukiet był dla niej przeznaczony.
Ciuciumkiewicz. Dla kogo?
Katarzyna. Dla Żelskiej.
Ciuciumkiewicz. Horendum.
Katarzyna (tragicznie). I mają tu panny wychodzić za mąż, kiedy im mężatki w ten sposób psują interesa.
Ciuciumkiewicz. Tak, konkurencja w takich warunkach dla panien jest prawie niepodobną.
Katarzyna. Ha, obłudnica, a udaje taką skromnisię. Muszę też to zaraz pokazać Turtulińskiej, która tak unosi się nad jej cnotą... Będzie miała teraz dowód.
Ciuciumkiewicz. Corpus delicti.
Katarzyna. Choćmy prędzej do salonu, panienki, Jasiu.
Ciuciumkiewicz (podając jej rękę). Duszyczko uspokój się, jesteś cała wzburzona, trzęsiesz się.
Katarzyna. Trzęsę się z oburzenia w imieniu wszystkich matek których córki więdną w panieńskim stanie przez takie kobietki. Chodźmy (wychodzą szybko do salonu).