Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Telesfor. A to dlaczego?
Wicherkowski. Dlaczego? pan się jeszcze pyta?
Telesfor. No, bo dalibóg nie rozumiem.
Wicherkowski. Proszę pana, co byś pan zrobił, gdybyś tak wszedłszy nagle do pokoju, zastał jakiego mężczyznę, któryby trzymał w objęciach, ot tak (bierze go jak do tańca) pańską żonę? No, cobyś pan zrobił?
Telesfor (śmiejąc się). Czy ja wiem, kiedy ja nigdy żony nie miałem.
Wicherkowski (puszcza go). A prawda, pan kawaler (do Władysława). No, ale pan, cobyś powiedział? A czy w tańcu dzieje się co innego? Jakiś pierwszy lepszy facet bierze sobie pańską żonę bez ceremonji i wywija nią jak pomietłem po całej sali, to w lewo, to w prawo, to w tył, to naprzód, jak mu się żywnie podoba.
Telesfor. E, gdybyśmy tak wszystko skrupulatnie brali. Skoro taki zwyczaj.
Wicherkowski. Zwyczaj najniemoralniejszy proszę pana, który powinien być policyjnie zakazany. Bo pomyśl pan tylko, co taki zbrodniarz może przez ten czas biednej kobiecie do ucha nagadać, nie mówiąc już o uściskach. Dlatego moja żona nigdy nie tańczy wirowych tańców, bo tam wszelka kontrola dla męża staje się niemożebną.
Władysław. No i żona pańska zgadza się na to?
Wicherkowski. Bo ja jej nie zabraniam, tylko doktor.
Władysław. A, rozumiem.
Wicherkowski. Niby pod pozorem, że jej to może spowodować uderzenie krwi do głowy, zawrót a nawet apopleksję.