Strona:PL Michał Bałucki-Zaklęte pieniądze.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Góral drgnął z radości na to odezwanie się moje i silny rumieniec wystąpił mu na żółtą, pomarszczoną twarz.
— To chodźmy — rzekł stłumionym głosem.
— A gdzież Jędrek?
— Czy i on potrzebny?
— I bardzo.
Staremu to się nie podobało. Chciwość złota już poczęła działać i złe skutki wydawać, stary Bartłomiej już własnemu zazdrościł synowi i nie rad był, że będzie musiał z nim dzielić się tajemniczemi skarbami. — Czyż w świecie nie tak się dzieje? Im kto więcéj ma, tem chciwszy i skąpszy się staje. Największa część jałmużny pochodzi z rąk ludzi niezamożnych.
Rad nie rad Bartłomiej, musiał zawołać syna i we trzech ruszyliśmy z domu. Bartłomieja zdziwiło, że zamiast iść do lasu lub w odludne miejsca, prowadziłem ich prosto ku kościołowi.
— Jakto, to tam? spytał z niedowierzaniem.
— Tak.
— Ależ tam ludzie.
— Właśnie. Gdzie więcéj ludzi — tam więcéj pieniędzy.
— To możeby lepiéj w nocy? zauważył ostrożny Bartłomiej.
— Dzień najsposobniejszy do szukania i zyskiwania pieniędzy — rzekłem — a potem zwróciwszy się do Jędrka, który w milczeniu szedł obok mnie i wzrokiem pełnym oczekiwania i zdziwienia patrzał na mnie — spytałem go: