Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daj pokój ceregielom — rzekł Jerzy — będziesz jeszcze miał czas oddać listy, a co się tyczy pieniędzy, ja mam ich dosyć. Chodź, poznasz życie paryskie.
Bernard dał się namówić. Brat przedstawił mu swoich towarzyszy: barona de Vandreuil, pana de Rheincy i wice-hrabiego Béville. Wszyscy uściskali go po przyjacielsku.
— Założyłbym się o mój złoty łańcuch, że jesteś hugonotem — zawołał Béville.
— I wygrałbyś, bo jestem nim rzeczywiście — poważnie odparł Bernard.
— A co? Odrazu poczułem heretyka! Przyznajcie panowie, że mam węch przedziwny. Ale czemu przybierasz uroczystą, minę, mój przyjacielu? Ja tylko żartowałem.
— Z religii nie godzi się żartować.
— Pan de Mergy ma zupełną, słuszność — oświadczył baron Vandreuil — ale ty jesteś niepoprawny, Béville, ze wszystkiego musisz drwić po swojemu.
— Nie sądź, braciszku, że my się zajmujemy dysputami religijnemi — rzekł Jerzy — nie znajdziesz między nami uczonych teologów, jak przezacny Teobald Wolfsteinius.
— Szkoda, żeś więcej nie korzystał z jego nauk — odparł podrażniony Bernard.
— Dajmy temu pokój, braciszku, później wytłumaczę ci wszystko... W każdym razie jestem uczciwym człowiekiem... Kiedyś przekonasz się o tem, a teraz myślmy tylko o zabawie.