Strona:PL Melchior Pudłowski i jego pisma.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
133.   O sobie.

Kto winien? Jam nie winien, że żywię w chudobie,
Przyczyny-m nie dał żadnej do chudoby sobie.
Jeśli to, żem życzliwie Panu swemu służył,
Gdziem tego i owego, jako bywa, użył.
Wady jeszcze w tym nie masz: podobno, zazdrości,        5
Miałaś na mnie oko i na me uprzejmości.
Potym gdym się obrócił do swoich ksiąg zasię.
Aliści jeszcze cięższą chmurę czuję na się:
Wszyscy mię porzucili. Bóg was żegnaj księgi:
Widzę, żeście wy szczęściu memu załóg tęgi.        10



134.   Dworska zapłata.

Nie wiem, co się zda komu; mnie ni kąska k rzeczy,
Kiedy kto obietnice dworskie ma na pieczy.
U syren snadź głos cudny, tym ludzie zdradzają,
Którzy ich nierozmyślnie muzyki słuchają.
Pódź po dworu, wskórasz-li, powiesz mi też potym.        5
Jam syt tamtego dźwięku, powiem ci więc o tym,
Będziesz-li mię chciał prawie statecznie wypytać:
A chcesz wiatru zakosić? tamże go idź chwytać



135.   Jeden powiedział.

I szumi las od wiatru, i grom trzaska z nieba,
I deszcz leje by cebrem, więcej niż potrzeba.
Noc ziemię zasłoniła ciemnemi skrzydłami,
Niebo się przyodziało szpetnemi chmurami:
A ja przedsię miłością by pętem spętany,        5
Muszę trwać u drzwi miłej, podparszy się ściany,
A choć się to okrutna niepogoda wszczęła,
Przedsię więtszą w mym sercu miłość władzą wzięła.



136.   Do swoich oczu.

Nieobyczajne oczy, czemu tam patrzycie,
Zkąd niebezpieczność i szkodę widzicie?
Ona na mię okowy nieznośne włożyła,
Ona nioprzepłaconej swobody zbawiła,