Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak — odpowiedział pucybut. — Kiedy tak zwani mądrzy nic już nie wiedzą, zwracają się do domniemanych głuptasów. Sęk tkwi głęboko w korze. Żaden człowiek, żaden Matuzalem nie potrafi go wyciągnąć z pnia. I właśnie dlatego powinien spróbować stary Godfryd de Bouillon! Proszę, niech mi-no pan da ustnik fajki!
Mówiąc to, sięgnął po rurkę.
— Poco?
— Aby natchnąć moją wyobraźnię. Dobre pociągnięcie z fajki krzepi rozum i ostrzy dowcip. Jest to wprawdzie naruszenie subordynacji, ale tym razem chyba pozwoli pan.
— No, więc pociągnij!
Godfryd kilka razy zaciągnął się głęboko, zamruczał coś pod nosem, zmarszczył czoło, znowu zaczął kurzyć z fajki, chrząknął, pociągnął jeszcze raz potężnie, wydmuchał dym, zwrócił ustnik Matuzalemowi i rzekł:
— Dobrze mi smakowało!
— No, dalej!
— I pomogło również!
— Czy masz jakąś myśl?
— Najprostszą w świecie.
— Dawaj ją!
— No, trochę cierpliwości! Wyobrażam sobie rzecz w ten sposób: jak ty mnie, tak ja tobie!
— Jakto?
— Chcesz nas uraczyć, otóż my ciebie uraczymy.

39