Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VII.
Dziad Polikarp.

Podczas wizyty u naczelnika Bazyli musiał być w mieszkaniu; zapalił lampy, ustawił wieczerzę i odszedł znów.
Troskliwości tej nie zauważył jednak Hieronim; co go obchodziło światło lub noc, co go obchodziła wieczerza?
Jak drzewo złamane burzą, runął na pierwszy spotkany fotel, ręce wnurzył w roztargane włosy, skurczył się, jak robak zgnieciony stopą; coś niby wycie, czy łkanie, dobywało się z gardła. A zatem, taki był kres, taki! Ha, ha! Stał się złodziejem! tak, tego nie dostawało jeszcze w rozkoszach jego doli, przyszło i to po kolei, nic nie brakło teraz!
Był złodziejem! Wziął sobie i stracił cudze pieniądze, jeszcze udawał, że nie rozumie, nadrabiał miną, aż się przyznał pod naciskiem faktów! Ha, ha! został złodziejem!
Słyszeli koledzy, zapewne już wiedzą żydzi, czerń robotnicza, kto żyje, jutro dowie się minister. Tak, dowie się! Z małego piona Hieronim Białopiotrowicz będzie bohaterem jutrzejszego dnia — złodziej!
Napiszą o nim przecie gazety nawet; dobił się