Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtedy dopiero ludzie uznali za stosowne wmieszać się pomiędzy walczących.
Ktoś począł reflektować Kalenika, inny oblał wodą leżącego, kobiety zbliżyły się, ciekawe czy nie zabity.
— Duży, duży! Jak gruszkę rzucił! — powtarzano z zapałem dla zwycięzcy.
Hubenia otarł krew z twarzy, ręce za pas założył i popatrzał na Łucysię.
Teraz był pewnym, że go kocha.
Ale dziewczyna, blada, spoglądała ku niemu ponuro, więc go znowu złość opadła. Nie wierzyła w jego pięści siłę.
— Nu, może kto drugi mnie poduża? (pokona) — zawołał.
— Nu, ja! — wyrwał się Maxym Syluk ze śmiechem.
— To chodź po śmierć!
Wysunięto Tychona, który już przyszedł do siebie.
Parobcy splunęli w garście jakby do cepów się brali, i skoczyli sobie do piersi.
Ale w tem drzwi karczmy rozwarły się szeroko i wszedł Korniło Huc.
Spojrzał na zapaśników surowo i rzekł:
— Wy tu jak zwierzęta się zajadacie, a dwór pełen waszych koni, owiec i świń. Cały