Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zuchwały i zły człowiek. Mówią, że gotów spalić cegielnię przez zemstę.
— Już jak mówią, to dowód, że w ten sposób panie teroryzują — i wyzyskują. Cegielnię i dwór trzeba dobrze ubezpieczyć, a strachy niech na nich przejdą. Jeśli Marczewski przyjdzie do pań ze skargą na moją kontrolę — to panie moje postępowanie usankcyonują swą wolą — i zostawią mi swobodę działania.
— Cegielnia musi dać dobry, stały dochód — a na przyszły rok my damy swój opał.
— Kiedy las wyrąbany.
— Gorzej — bo spustoszony. Trzeba go zamknąć, nie paść w zaroślach, halizny zasiać jesienią.
— Do cegielni znajdziemy torf.
Hanka słuchała — przerażona, oszołomiona. Zbiedzone oczy utkwiła w zuchwałej twarzy mówiącego — i już nie protestowała.
Aż do domu przybiegła Walerka.
— Mama prosi pana na obiad i pyta, czy panu będzie dobrze w pokoiku.
Zwrócił się do Hanki.
— Jeśli to paniom nie robi różnicy — chciałbym jadać u siebie. Codzień wieczorem przyjdę z raportem i po dyspozycye.
— Co my panu możemy dysponować — odparła żałośnie. Może pan swe mieszkanie obejrzy?