Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ta pycha rozdymała go.
Powyłazili na brzeg strugi, aby mu się przypatrzeć, dawni towarzysze, ten i ów zakwakał z podziwu, ale Półpanek nie raczył obejrzeć się nawet.
— Ta żabia czereda mniema — szeptał sam do siebie — że się ze mną bratać i koligacić może! Co za bezczelność! Jak będę mógł najdalej odejdę od tej strugi, żeby się z taką familijką nie łączyć.
Człowiek sam nieraz nie wie, jak i co odpowiedzieć ma! Nie dalej jak wczoraj spotkałem Haraburdę i Szumca, dwóch prawdziwych bąków, którzy się pieczętują herbem „Bąk de Bąk,” choć między nami mówiąc, pochodzić mają podobno z prostych trzmielów. Pytają mnie:
— Jest że to prawda, że pan jesteś rodem z tej strugi?
Oburzyłem się na to i rzekę:
— Ja? Z tej strugi? O, moi panowie! Nietylko, że nie pochodzę z tej strugi, ale wprost cierpieć jej nie mogę od czasu, jakem się w niej urodził!
Tak im powiedziałem.
A tu powystawia głowy ta hałastra i nuż kwakać:
— Brat... brat... brat...
A na to drugie:
— Nasz... nasz... nasz...
A za nim trzecie:
— Żaba... żaba... żaba...
A czwarte jeszcze:
— Jak my... jak my... jak my...
Oszaleć doprawdy można! Z pierwszej sposobności skorzystam, żeby stąd jaknajdalej się wynieść! Jak najdalej!...