Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W izbie siedzi babuleńka u komina, złote nici na kołowrotku przędzie, cichym głosem stare pieśni śpiewa, z cichym furkotem wrzeciono złote puszcza.
— Witajcie, babuleńko! — przemówi w progu izby Pietrzyk.
Podniosła babuleńka głowę, rękę przyłożyła do oczu, patrzy pilnie, aż poznała Pietrzyka, który już raz po igłę dla Półpanka do jej chatki latał.
— Witaj, przewitaj! — zawoła. — A wejdźże w dobrą chwilę! Czegóż ci potrzeba?
Wszedł Pietrzyk, pokłonił się nizko, babuleńkę w zmarszczoną rękę pocałował i rzecze:
— Rady mi potrzeba! Złodziej nam dobro bierze, a chwycić go nie możemy! Taka bieda!
Słucha babuleńka, słucha, przestała nogą trącać kołowrotek, złote wrzeciono puściła na ziemię, złotą nitkę w palcach trzyma, chwieje głową siwą i głęboko myśli.
Aż spyta:
— A co złodziej bierze?
— Ziarno bierze — odpowie Pietrzyk z wielkiem oburzeniem. — Siewne ziarno bierze, niecnota!
A babuleńka:
— Dosypcież mu jeszcze i pereł do ziarna tego!
— Co! — krzyknie Pietrzyk. — Jeszcze i pereł? Złodziejowi, co nas okrada z ziarna, mamy jeszcze pereł dosypywać? Babuleńko!... Chyba ci się od starości w głowie pomieszało!
Ale babuleńka już podjęła złote wrzeciono i puściwszy w ruch kołowrotek, złotą nitkę ciągnie...
— Dosypcie mu pereł — raz jeszcze rzecze, i jakby Pietrzyka nie było, piosnkę starą śpiewać zaczyna cichym, drżącym głosem.