Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rze. Zaczem ozwały się zrazu ciche, potem coraz głośniejsze szepty.
— Biedactwa!
— Ubożęta!
— Ot, dola!
— Sierotki!...
Lecz Król Błystek skłonił ku główkom śpiących chłopiąt swoje berło, i błogosławiąc im, rzekł:
— Rośnijcie zdrowo w ubóstwie chaty waszej! Rośnijcie pod cieniem bzów, i pod cieniem lipy, pod jaskółczym szczebiotem, i pod dnia zorzą. Rośnijcie, iżbyście moc mieli chatę podeprzeć, ściany jej pracą wypełnić. Rośnijcie zdrowo!
I dotknął złotem berłem jasnych główek dzieci.
Wtem wszedł Skrobek, obrządziwszy szkapę swą w stajence.
Wszedł, w nizkich drzwiach grzbietu nagiął, i rzekłszy „Pochwalony” u progu, czapkę na stół cisnął.
Obstąpiły go natychmiast Krasnoludki, pytając ciekawie:
— Czyje to te dzieci?
— A czyjeż mają być? — chłop na to. — Najpierw Boskie są, a potem moje! Byłoć tego więcej drobiazgu, ale Bóg zabrał, kiedy ich odumarła matka. Tylko się tych dwójka w chałupie ostała.
— Niechże się chowają zdrowo! — rzecze na to Król Błystek.
I wnet na drużynę swą skinął, żeby skarby z woza pod zapiecek niosła.
Ruszyły się Krasnoludki z pośpiechem i zaczęły dźwigać swoje skrzynki i szkatuły pod piec, a w mysie nory je chować, przyczem sprawiały się tak cicho, że się nawet kot bury, przed kominem leżący, nie zbudził.