Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bór cicho stoi, grania ogarów słucha, na myśliwców z wysoka wiewiórka czarnemi oczyma patrzy. Wtem huknie strzelec raz i jeszcze raz! Paf! paf! paf! Echo się szerokie rozlega, krzyk słychać radosny i myśliwskie trąbki.

— Dobrze, bardzoś to dobrze opowiedział, wierny mój Modraczku! — rzekł na to Miłościwy Król Błystek, który w milczeniu rozmowy drużyny swej słuchając, teraz się uśmiechać mile zaczął. — Obyśmy do takiego dworu ziemiańskiego w podróży naszej trafili! Ale choćby tam nawet nie było tak gwarno i wesoło, i tak mu rad będę!
Mówił tak jeszcze król stary z wyrazem rozrzewnienia na zmarszczonej twarzy, kiedy wóz nagle o kamień stuknąwszy, w bok z gościńca na polną drożynę skręcił, a zaraz też i szkapa ubogiego Skrobka parskać wesoło zaczęła, co zwykle czynią konie, kiedy dom poczują.
Jakoż wóz niebawem się zatrzymał, a chłop, podszedłszy do siedzących na nim, rzekł:
— Złaźtaż! Wy, królisko, i wy, reszta! Złaźta! Już my przyjechali!
— Gdzie? jak? — zakrzyknęły Krasnoludki, wychylając głowy z kapturów — przecie tu nic niema?