Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaroiły się Krasnoludki od tego pytania, niby pszczoły w ulu; jeden radził to, drugi owo; cichy głos starego króla ledwie się słyszeć dawał w tym rozgwarze, jaki między sobą czynili.
Nagle podniósł głos Koszałek-Opałek i tak mówił:
— Iż żadne królestwo bez mądrości być nie może, a mądrości bez spisywania ksiąg niema, przeto wnoszę, aby nas ten dobry kmieć tam powiózł, gdzie najwięcej gęsi, iżbym sobie nowe pióro mógł wyszukać i nową sławę uzyskać.
Ale Podziomek, który się w siano tak był zapadł, że ledwo mu nos było widać, porwał się na to i rzecze:
— Na nic robota taka! Co mi po mądrości i po sławie, kiedy będę głodny? Pełny żołądek to grunt! Reszta — torby kłaków nie warta!
Tu zwrócił się do króla i rzecze:
— Jeśli chcesz, Miłościwy królu, spokój w państwie mieć, o to najpierw dbaj, żeby głodnych w niem nie było! Więc moja rada taka: Jak nas ten chłop ma wieźć, niech nas wiezie tam, gdzie w kominie kasza wre, a skwarki skwierczą! Inaczej niema zgody!
— Tak, tak! — krzyknęli insi — niema zgody, niema!
I robił się coraz większy huk, tak, że ten cały wóz wyglądał bez mała jak ratusz, kiedy się na nim mieszczany powadzą.
Co gdy trwało, skinął król stary jasnem swojem berłem i rzecze:
— Jak niema zgody, to niech będzie rozkaz!
I obróciwszy się do Skrobka, dodał:
— Wieź nas, dobry człowieku, gdzie jest wola twoja.