Przejdź do zawartości

Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

70.  „Rozważ, o panie, jak ciężkim uciskiem
Gnębią nas losy, gdy w bezdroża gnani,
Zgłodniali, wichrów będący igrzyskiem,
Po obcych morzach błądzim skołatani;
Znużeni długim nadziei połyskiem,
Gdyśmy tak srodze zawiedli się na niéj,
Gdy obcy klimat dla nas nieżyczliwy
Zaczął nam zdrowie niszczyć swemi wpływy.

71.  „Zepsuta żywność nikomu nie służy,
Zatruwa jadem wycieńczone ciała;
Gdybyż choć jedno mogło wspierać dłużéj,
Gdybyż choć w sercach nadzieja została!
Czyż sądzisz, panie, że w takiéj podróży
Inna prócz naszéj flota-by wytrwała?
Że inny żołnierz, w nędzy tak niezmiernéj,
Słuchałby wodza, trwał królowi wierny?

72.  „Myślisz, że dawno spisku-by nie było
Przeciw wodzowi? Że nie szliby raczéj,
Jako piraci byt zdobywać siłą
Zamiast tak ginąć z głodu i rozpaczy?
Oto jest dowód, jak nam serce biło:
Niech ta niedola świadczy i tłómaczy
Całą luzyjskiéj cnoty doskonałość,
Uległość wodzom, a monarsze stałość.

73.  „Wkrótce rzucamy port rzeki gościnnéj
I znów przed nami słonych mórz odmęty,
Ale kierunek bierzem nieco inny;
Na pełne morze zwracamy okręty;
Wieje wiatr świeży, dmie Notus uczynny,
By żaden statek nie był doścignięty
Prądem płynącym z zatoki z oddala,
Skąd w świat śle złoto bogata Sofala.

74.  „Przeszło. Znów sternik lekki rudel chwyta,
Święty Mikołaj Bogu nas poleci!
I tam, gdzie fala u wybrzeży zgrzyta,
Chwiejąc się z wiatrem znowu flota leci.
W sercach naprzemian strach z nadzieją świta,
Tak długi zawód już zwątpienie nieci,
Dzisiejszą wiarę jutro rozpacz tłoczy.
Wtém, nowy widok zwrócił na się oczy.