Przejdź do zawartości

Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

65.  „Ujrzeli ludy nieznane i kraje,
Indyj, Karmanji, Gedrozji plemiona,
Rozliczne stroje, różne obyczaje,
Jakie wydaje każda świata strona.
Ciężka to droga, kto się nią udaje,
Niełatwo wraca stopa utrudzona:
I ci dwaj zmarli i legli w obczyznie
Tęskne spojrzenia zwracając k’ojczyznie.

66.  „Zda się, iż niebo jasne zachowało
Twoim zasługom, cny Emanuelu,
Tego trudnego przedsięwzięcia całą
Sławę — byś stanął u świetnego celu:
Tobie po Janie berło się dostało
I razem spadek zacnych myśli wielu,
Zaledwoś rządy ujął w ręce swoje,
Śnią ci się w morzach szerokie podboje.

67.  „O jakże była ci myśl ona lubą,
Myśl przekazana przez zacne naddziady!
(Których jedyną w życiu było chlubą
Ciągle powiększać ojczyzny posady).
Czy dzień, czy świat się skryje w ciemność grubą,
Ta myśl cię ściga. Raz, gdy gwiazd gromady
Zaczęły blednąc przy jutrzni promiennéj,
Gdy świeżość ranku kłoni k’drzemce sennéj;

68.  „Król rozciągniony na swém łożu złotém,
W ciszy, co ducha wyzwala z pęt zmysłów,
Swe powinności waży, myśli o tém,
Jakiéj dziedzicem jest krwi i umysłów?
Aż sen mu oczy przesłonił, a potém,
Nie przerywając marzeń ni pomysłów,
Unużonemu myślami i trudy
Jął snuć Morfeusz rozmaite cudy.

69.  „I zdaje mu się, że płynie w błękity,
Że sfer niebieskich dosięga w polocie,
Że stamtąd przed nim świat cały odkryty,
Kraje i ludów nieznajomych krocie:
Tam, gdzie po zajściu dnia znów złote świty
Rodzą się, świadcząc o słońca powrocie,
Widzi gór łańcuch, a z głębi opoki
Płyną głębokie, czyste dwa potoki.