Przejdź do zawartości

Strona:PL Lord Lister -87- Klejnoty amazonki.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KLEJNOTY AMAZONKI
Raffles się nudzi

Lard William Aberdeen, alias lord Lister, dobrze znany policji londyńskiej pod nazwiskiem Johna Rafflesa, siedział przy suto zastawionym stole.
Zgodnie z angielskim zwyczajem śniadanie jego składało się z szynki na jajach, ryby, owsianki i grzanek.
Tajemniczy Nieznajomy jadł bez apetytu i równocześnie niedbałym ruchem przerzucał stronice Timesa:
— Czytając gazety nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nic nie dzieje się ciekawego na świecie — rzekł do wchodzącego właśnie sekretarza, Charleya Branda. — Nasz poczciwy przyjaciel Baxter mógłby spokojnie udać się teraz na urlop.
Charley Brand spostrzegł od razu, że lord Lister jest w nieszczególnym humorze. Nie dał tego jednak poznać po sobie.
— Czy masz coś dla mnie do roboty, Edwardzie? — zapytał.
— Niestety nic... Najwyżej moglibyśmy porozmawiać ze sobą na oderwane tematy.
— Czyżby naprawdę aż taka była posucha? — zapytał sekretarz. — Czy przejrzałeś dokładnie drobne ogłoszenia? Z pewnością znajdzie się w nich coś, co przy twoich zdolnościach i twoim sprycie da się w odpowiedni sposób wykorzystać.
— Zaczynasz mi pochlebiać, Charley. Nigdy nie miałeś tego zwyczaju.
— Znam cię zbyt dobrze, abym śmiał prawić ci komplementy. Jeśli mówię o twym sprycie i zdolnościach, to tylko dlatego, że posiadasz te zalety w stopniu wyróżniającym cię od otoczenia. — Czyż nie im zawdzięczasz, że cała policja Scotland Yardu trudzi się od lat, aby cię schwytać?
— To prawda... — przyznał Raffles. — Musisz jednak przyznać, że nie trzeba wiele sprytu, aby wyprowadzić Baxtera w pole.
— Nie mówię o Baxterze, — odparł Charley lekceważąco. — To prawdziwy dureń, ale poza nim są jeszcze inni. Żarty na stronę: nie dałeś mi odpowiedzi na moje zasadnicze pytanie: Czy przejrzałeś dział ogłoszeń?
— Jeszcze nie... Pochłonęło mnie sprawozdanie z mowy, wygłoszonej wczoraj w parlamencie na temat handlu żywym towarem.
— Ho, ho — mruknął Brand — po raz pierwszy mówi się głośno o tak drażliwych kwestiach... Muszę przyznać, że mnie to trochę dziwi.
— Masz rację przyjacielu... Nasza kochana stara Anglia czyni wyraźne postępy.
Mówiąc to, Raffles rzucił pobieżnie okiem na dział ogłoszeń. Brand nie spuszczał wzroku z jego twarzy.
Raffles czytał tymczasem coś z zainteresowaniem.
— Czy wiesz, że przybył do miasta cyrk Alberta Althoffa? — zwrócił się nagle żywo do sekretarza.
— Słyszałem o tym klubie.
— Czy mówisz o klubie, którego jestem prezesem?
— Właśnie o tym samym.
— Nic w tym dziwnego... Przyjazd wędrownego cyrku jest dla tych starszych i bogatych panów nielada rozrywką.
— Dlaczego? Nie brak nam przecież w Londynie stałych cyrków.
— To zupełnie co innego, chłopcze... Przelotny romansik z woltyżerką, zatrudnioną w wędrownym cyrku, jest bez porównania bardziej atrakcyjny.
— Czy wiesz, kto wchodzi w skład zespołu tego cyrku?
— Nie.. Nie czytałem jeszcze afiszów.
— A więc pozwól sobie powiedzieć, że będziesz miał okazję ujrzenia nielada atrakcji... Przyjeżdżą Olga Dimitriew, najsławniejsza woltyżerka i doskonała amazonka.
— Musi to być coś niezwykłego, skoro wyrażasz się o niej w takich superlatywach. Jesteś przecież niezwykle wymagalny na punkcie konnej jazdy.
— Tak... Sam jeżdżę nieźle i oglądałem już wielu wspaniałych jeźdźców wśród kozaków dońskich. Muszę jednak przyznać, że Olga Dimitriew jest, moim zdaniem, najlepszą amazonką świata.
— Czy jeździ lepiej od ciebie? — zapytał z niedowierzaniem Charley.