Przejdź do zawartości

Strona:PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to przyjaciel rodziny Clixtona. Za nimi dopiero ruszyli weselni goście. W jednym z aut Minsterhall spostrzegł hrabiego de Rockana.
— Gdybym wiedział, kazałbym go natychmiast zatrzymać — mruknął do siebie baronet. — Wołałbym jednak uniknąć skandalu przed ślubem.
Wozy zatrzymały się przed Urzędem Stanu Cywilnego. Wszyscy wysiedli. Na czele orszaku posuwała się młoda narzeczona, wyglądająca przecudnie w białej koronkowej toalecie. Twarz jej miała wciąż ów dziwny, wpółprzytomny wyraz, który tak niemile uderzył Rafflesa.
— Uroczystość religijna odbędzie się dziś wieczorem w mej domowej kaplicy — rzekł lord Clixton do Rafflesa, gdy wszyscy zgromadzili się już w obszernej sali urzędu. — Wielebny Jozefat Pussyfoot pobłogosławi związek.
Raffles skinął głową. Z wesołym uśmiechem na ustach zbliżył się do baroneta.
— Winszuję panu, baronecie. Wygląda pan wspaniale. Wydaje mi się, że pański lewy policzek przytył wyraźnie od dnia wczorajszego.
— Tak, to prawda — zauważył jeden z obecnych. — Cóż to? Czy ból zębów?
Baronet pozieleniał ze złości.
— Spuchł pan, drogi baronecie. Jeśli tak dalej pójdzie, i będzie pan tył w tym samym tempie, wkrótce ciężarem dorówna pan atletom najcięższej wagi! — zaśmiał się Raffles.
Baronet zacisnął pięści. Nie chciał wywołać skandalu obawiając się, że Raffles przed samym ślubem rozpocznie swoje rewelacje. Ale Raffles pozostawił go w spokoju i zmieszał się z tłumem gości. Baronet odetchnął z ulgą.
Woźny otworzył szeroko drzwi, oddzielające salę od biura urzędu.
Lord Clixton poprawił monokl i zawołał z niezadowoleniem.
— Co się stało? Gdzie się podział nasz przyjaciel Crofton?
— Niestety, milordzie, mister Crofton dzisiaj nie urzęduje — odparł woźny. — Zdaje się, że zachorował. Ślubu udzieli jego zastępca pan Plumcake.
— Jaką szkoda, — rzekł stary lord przechodząc do gabinetu.
Goście poszli za jego przykładem. Baronet zbladł i spojrzał z niepokojem na Rafflesa, który odpowiedział mu ironicznym uśmiechem. Cóż to wszystko miało znaczyć? Nie podobało mu się zniknięcie Croftona...
Tymczasem przystąpiono do uroczystego aktu. Raffles nie spuszczał wzroku z zastępcy urzędnika stanu cywilnego: był nim Charley Brand, który zwycięsko przebrnął przez urzędowe formuły, wygłaszając je z taką pewnością, jak gdyby nic innego nie robił przez całe życie. W końcu wygłosił dość udane przemówienie okolicznościowe.
Młodzi małżonkowie złożyli swoje podpisy w księdze. Tuż za nimi podpisali się świadkowie. Nikt nie spostrzegł, że na akcie brak było urzędowych pieczęci... Brak ten powodował nieważność zawartego małżeństwa.
Po wyjściu z urzędu, cały orszak udał się do pałacu lorda Clixtona.
— Czy nie byłoby lepiej, abym pojechał do wielebnego Pussyfoota moim autem — zapytał Raffles starego lorda... — Wydaje mi się pan trochę zmęczony... Dobrzeby było, abyśmy przyśpieszyli trochę uroczystość religijną...
— Będę panu bardzo wdzięczny, — odparł lord. — Pastor Pussyfoot mieszka, jak panu wiadomo, na Victoria Street Nr. 18... Proszę, oto moja karta...
Raffles wziął kartę wizytową, wsiadł do swego auta i kazał szoferowi zatrzymać się najpierw przed domem, w którym Charley ukrył Fullera.
W salonie na sofie leżał młody człowiek, pogrążony w najczarniejszej rozpaczy.
— Proszę mi wybaczyć, że pana ostatnio zaniedbywałem — rzekł Raffles na przywitanie. — Byłem bardzo zajęty pańskimi sprawami... Na szczęście wszystko idzie dobrze. Doskonale się składa, że jest pan we fraku... Niech pan się przygotuje na jutro rano. W szafie znajdzie pan czystą bieliznę. Ubierze się pan starannie...
— Po co?
— Na swój własny ślub z lady Heleną.
— Mój ślub?... To nie do wiary?
— A jednak to prawda, — odparł Raffles. — Przyślę panu tutaj Charleya Branda z nowymi zapasami żywności. Musi pan jeść, aby nie omdleć z osłabienia podczas własnego ślubu. Zrobiłoby to złe wrażenie.
Tajemniczy Nieznajomy zniknął równie nagle, jak przyszedł. Raffles przed wyjściem z mieszkania wstąpił do swej willi, gdzie przebrał się w skromne ubranie, miękki kapelusz i podniszczone palto.
Wsiadł do oczekującego go auta i rzucił szoferowi adres duchownego. Po kilku minutach auto zatrzymało się na Victoria street. Raffles wysiadł i zadzwonił do drzwi wielebnego Pussyfoota.
— Drogi ojcze — zawołał Raffles na jego widok. — Jakie szczęście, że udało mi się pana pastora jeszcze zastać w domu. Jestem krawcem, i wracam właśnie od lorda Clixtona...
Pastor, człowiek krótkowzroczny i dość posunięty w latach, spojrzał na niego ze zdumieniem. Odwrócił się w stronę swej gospodyni, lecz ta, machnąwszy ręką, wróciła do swych zajęć. Pastor zrozumiał ten ruch w ten sposób, że gospodyni widocznie sama wezwała krawca.
— Przyszedłem po surdut, który pan pastor nosi podczas większych uroczystości. Podobno trzeba go naprawić... Czy gospodyni nic nie wspominała pastorowi o tym?
— Coś sobie przypominam... — odparł pastor, człowiek o gołębim sercu i niezwykle krótkiej pamięci. — Zaraz go panu wydam.
Surdut znajdował się w szafie, stojącej w korytarzu. Pastor wręczył go krawcowi, który owinął go starannie w przyniesione ze sobą płótno.
— Mam nadto pewne polecenie od lorda Clixtona... — dodał krawiec.
— Od kogo?
— Od lorda Clixtona... Wracam właśnie z jego pałacu. — Lord prosi, aby zechciał pastor nie zgłaszać się dziś do niego... Pożądane byłoby natomiast, aby się pan zgłosił do Scotland Yardu... Czy pan zna Croftona z urzędu Stanu Cywilnego? Słyszałem, że przytrafiła mu się przykra historia.
— Croftona znam! Co się z nim stało?
Raffles oddał Pussyfootowi kartę wizytową Clixtona. Duchowny obejrzał ją ze wszystkich stron...
— Otóż mister Crofton został wczoraj zatrzymany na skutek pewnego nieporozumienia. Należy go czemprędzej zwolnić, aby mógł jutro przystąpić do pełnienia swych obowiązków. Wszystko to musi pan zachować w tajemnicy... Pańskie zeznanie odegra w tej sprawie decydującą rolę.