Przejdź do zawartości

Strona:PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sytuacji. Najmniejszy akt oporu byłby zgubił wszystkich.
Wyjął z kieszeni białą chusteczkę i począł nią powiewać. Z drugiej kieszeni wyciągnął flagę amerykańską. Tymczasem Marabut odłączył się od swych towarzyszy i gestami począł tłumaczyć Riffenom, że jego towarzysze mają pokojowe zamiary.
Powrócił następnie do lorda Listera i szepnął mu:
— Sam Roghi sprawuje dowództwo. Doskonałe się składa. Zaraz sprawdzę co będzie można zrobić.
Zwrócił się w stronę wojowników, którzy usunęli się z szacunkiem, aby dać mu przejście.
Marabutowie, to jest pustelnicy marokańscy, cieszą się olbrzymim szacunkiem wśród wiernych.
Nawet sam Roghi, którego pradziwe imię brzmiało Dżelalib Driss rozpoczął swą karierę jako Marabut. Później, gdy zyskał sławę nazwano go Bu Hamar. Bu Ismail skierował się wprost w stronę człowieka o czarnej brodzie, odzianego w biały burnus. Człowiek ten mógł mieć około lat czterdziestu pięciu, i nosił zielony turban. Lord Lister nie widział dotąd nigdy wielkiego Roghiego. Domyślił się odraza, że nie mógł to być nikt inny, po uroczystym przywitaniu go przez Marabuta.
— Allah ibarel l‘amr Sidi! (Niechaj Bóg błogosławi naszemu wodzowi).
Słowa te, którymi Marabut pozdrowił Riffena, stosuje się w krajach muzułmańskich tylko przy powitaniu władz. Pomiędzy szefem Riffenów a pustelnikiem wywiązała się krótka rozmowa.
Marabut wrócił do swej karawany i wówczas cześć zbrojnej bandy zbliżyła się do Hiszpanów i rozbroiła ich.
Amerykanom zwrócono ich muły oraz bagaże. Karawana posunęła się naprzód. Przednie straże stanowili teraz Riffeni na mułach. Boczną i tylną piesi członkowie bandy. Zależnie od szerokości drogi, lord Lister, Charley Brand i mały Jack jechali obok siebie, lub też gęsiego. W cieniu świerków zatrzymano się przez chwilę i lord Lister podzielił za pośrednictwem Marabuta zapasy żywności pomiędzy wszystkich członków ekspedycji.
Warownia, w której mieszkał Roghi, wyglądała groźnie. W żaden sposób artyleria hiszpańską nie zdołałaby dotrzeć tak wysoko.

W Kazbie Wielkiego Roghi

Wewnątrz kazby znajdowało się obszerne podwórze z głęboką studnią w środku. Dokoła tego podwórza ciągnęło się kilka domów w stylu maurytańskim z żelaznymi kratami w oknach.
Przedstawiciel wielkiego Roghi, stary Kabyl z brodą patriarchy, otworzył ciężkie, ozdobione żelaznymi ornamentami drzwi i wpuścił do środka trzech Anglików. Hiszpanów odprowadzono do bardziej oddalonego budynku. Lord Lister, wraz ze swymi przyjaciółmi oraz Marabutem, przeszedł przez pierwszą salę, oświetloną u sufitu lampką z epoki rzymskiej. Całe jej umeblowanie stanowił dywan, spływający aż ze ściany i okrywający całą podłogę, oraz kilka stolików. Druga sala urządzona była w taki sam sposób.
Trzej nasi przyjaciele, zmęczeni całodzienną jazdą, padli bez siły na niskie tapczany. Lord Lister wyciągnął swą papierośnicę. W tej chwili zjawili się dwaj czarni niewolnicy. Jeden z nich niósł na tacy cztery małe filiżaneczki, napełnione wonna mokką, drugi zaś nargile.
Lord Lister wiedział, że odmowa zapalenia nargili, może być poczytana za niegrzeczność. Odrzucił w bok swego papierosa. Czarny niewolnik pochwycił go z małpią zręcznością.
W międzyczasie przyniesiono bagaże lorda Listera. Niczego nie brakowało. Lord Lister otworzył jedną ze skrzyń. Wyjął z niej nowiutki browning wraz z nabojami oraz połową lunetą. Przedmioty te wręczył Marabutowi, prosząc, aby zaofiarował je w jego imieniu wielkiemu Roghi. Należało się spodziewać, że Bu Ismail zostanie zawezwany przed oblicze wielkiego wodza, gdy ten tylko wróci do swej warowni.
Marabut przyrzekł spełnić polecenie. Radość jego nie miała granic, gdy lord Lister i jemu również zaofiarował rewolwer.
Lord Lister, orientując się ile zyskać może w oczach przesądnej ludności robieniem niezrozumiałych dla nich sztuczek, wyjął ze swego bagażu jedną z paczek, otworzył ją i wysypał na kamienną posadzkę trochę jasnego proszku. Zielony dym wypełnił pokój. Dwaj murzyni, którzy weszli w tej chwili wnosząc na tacy suty posiłek, omal nie padli na ziemię z przerażenia. Paczkę z dziwnym proszkiem podarował Marabutowi, który ucieszył się z niej bardziej, niż z rewolweru.
Po posiłku lord Lister począł naradzać się z Marabutem, jaką drogę należy obrać, aby jaknajszybciej dotrzeć do Tetuanu.
Nagle w oddali rozległ się huk wystrzału. Bu Ismail położył rękę na ramieniu lorda Listera i wzniósł do góry palec.
— Roghi powraca — rzekł.
Dały się słyszeć krzyki ludzkie i ciężkie stąpania mułów. W chwilę później zjawił się murzyn i szepnął coś Marabutowi do ucha. Bu Ismail podniósł się, skinął do Anglików i zniknął wraz z czarnym za drzwiami, prowadzącymi do wewnętrznych apartamentów.
Zbliżał się moment, który miał decydować o powodzeniu ekspedycji. Lord Lister przestał palić i począł chodzić nerwowo po sali. Charley i Jack pilnie obserwowali jego ruchy.
Po upływie dziesięciu minut Marabut wrócił. Na twarzy jego malowało się zadowolenie.
— Wszystko udało się wspaniale, mój przyjacielu — rzekł. — Roghi był zachwycony twymi podarunkami. Nie potrafił wypowiedzieć co uradowało go więcej, czy rewolwer, strzelający bez przerwy, czy magiczne szkło, skracające odległość. Bu Hamara chce cię widzieć i podziękować ci osobiście. Chce abyś mu pokazał, jak należy się obchodzić z tymi przedmiotami.
Gdy lord Lister wszedł do sali, w której oczekiwał go sławny wojownik, na twarzy jego nie można było odczytać najmniejszego wzruszenia. Marabut ukłonił się nisko, złożywszy ręce na piersiach.
— Wielki Emirze — rzekł. — Oto cudzoziemiec, który ufając w twą sprawiedliwość i wielkość, odbył długą drogę, wiodącą do ciebie. Nie należy on do rasy naszych odwiecznych wrogów, niesprawiedliwych i okrutnych Hiszpanów, którzy kiedyś wygnali naszych braci z Granady i zmusili ostatniego króla maurytańskiego do opuszczenia Alhambry.Przybywa on z drugiej strony oceanu z kraju, który od wieków był wrogiem naszych nieprzyjaciół i który zatopił setki ich okrętów. Znasz o wielki Roghi potęgę Ameryki. Cudzoziemiec, który przywiózł ci te dary, należy do członków rządu tej krainy.