Przejdź do zawartości

Strona:PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi pieniędzy na wyprodukowanie potrzebnej ilości papieru z wodnymi znakami. Mam zamiar wypuszczać co tydzień w ciągu jednego roku po trzysta sztuk banknotów pięćset frankowych... Nawet najwprawniejsze oko nie odróżni ich od prawdziwych! Potrzeba mi narzędzi, maszyn i produktów chemicznych... Do tego wszystkiego brak mi kapitału.
— Ile panu trzeba? — zapytał właściciel domu. —
— Powiem to panu później — odparł Rapin. — Musi się pan najpierw przekonać o wartości mojej pracy.
Menuisier spojrzał na niego zaintrygowany.
— Proszę zatrzymać przy sobie trzy banknoty z tej paczki — rzekł Rapin, uda się pan do banku Ijońskiego. Następnie zaś do Banku Francuskiego i do innej jakiejkolwiek instytucji kredytowej, wedle pańskiego wyboru. Zażąda pan wymiany tych banknotów na złoto, lub bilon. W każdym z trzech banków kasjer bez słowa przyjmie pieniądze. Obejrzy je starannie, zależnie od stopnia swej skrupulatności. Rezultat zawsze będzie jednakowy: kasa wypłaci panu równowartość w metalu. Nikt nie rozpozna falsyfikatów.
Lichwiarz drżał z podniecenia. Jeśli to, co mówił lokator było prawdą stała przed nim droga do szybkiego zrobienia fortuny. Chciwość owładnęła nim do tego stopnia, że nie widział nic uwłaczającego w fakcie, że on, właściciel nieruchomości, i pozornie uczciwy obywatel, współdziała z fabrykacją i puszczaniem w obieg fałszywych monet.
Wziął trzy banknoty, schował je do kieszeni i zwrócił resztę Rapinowi.
— Wrócę za godzinę — rzekł zdyszany. — Niech pan tu na mnie poczeka!
— Bardzo chętnie — odparł Rapin odprowadzając swego gospodarza do progu.
Zaledwie drzwi zamknął za gościem, Rapin podszedł do okna i z uśmiechem na ustach śledził wychodzącego gospodarza. Na twarzy jego nie widać było teraz ani śladu przerażenia. W oczach jego lśnił wyraz tryumfu.
Zapalił spokojnie papierosa.

Menuisier włożył owe trzy banknoty do kieszeni marynarki. Wróciwszy do swego mieszkania otworzył stojącą w sypialni kasę żelazną i wyjął z niej nowiutką pięćset frankówkę. Rozłożył na stole dane mu przez lokatora banknoty oraz banknot wyjęty z kasy. Zapalił lampę i w jej świetle raz jeszcze począł porównywać je z uwagą. Ręce drżały mu ze wzruszenia.
Rysunek zrobiony był doskonale. Skomplikowany ornament nie różnił się od prawdziwego nawet w najdrobniejszym szczególe. Nawet najwprawniejsze oko nie odróżniłoby falsyfikatu od banknotu prawdziwego.
Menuisier oparł się chudymi łokciami o stół i wlepił wzrok w rozłożone banknoty. Tuż przed nim na stole leżał majątek...
Można go było osiągnąć zupełnie łatwo i bezpiecznie. Pocóż było się dłużej wahać? Dlaczego nie skorzystać z nadarzającej się okazji? Myśl jego pracowała gorączkowo. Z jednej strony chciwość pchała go do łatwego zarobku, z drugiej zaś powstrzymywała go od tego jakaś nieokreślona obawa.
Chwiejnym krokiem wyszedł z domu i udał się do banku Ijońskiego. Raz jeszcze opadły go wątpliwości. A jeśli urzędnik odkryje fałszerstwo? Będzie skazany i odbiorą mu cały majątek...
Chciwość zwyciężyła... W najgorszym razie mogła mu grozić tylko konfiskata pięciuset franków. W każdej chwili mógł wskazać źródło z którego pieniądze te otrzymał. Zdecydował się wejść. Okienko przed kasą było wolne. Menuisier zbliżył się do urzędnika.
— Czy zechciałby pan zmienić mi pięćset franków na pięć banknotów stu frankowych? — zapytał urzędnika.
Kasjer bankowy wziął banknot obejrzał go pod światło i włożył do metalowej kasety. Autematycznym gestem położył przed zdumionym lichwiarzem pięć nowych szeleszczących banknotów stufrankowych. Menuisier chwycił je szybko i włożył do kieszeni.
Zdumiony był, że wszystko poszło tak łatwo. Najwidoczniej niesposób było rozpoznać falsyfikaty.
Lichwiarz udał się następnie do Banku Francuskiego. Tym razem wszedł śmiało do środka. Zatrzymał się odważnie przed okienkiem kasy i wręczywszy kasierowi banknot zażądał zamiany na złoto. Z lubością włożył do kieszeni lśniące monety.
Na odchodnym, jak gdyby coś sobie jeszcze przypomniał, wyciągnął jeszcze jeden banknot i zażądał ponownej zmiany.
Urzędnik wziął bez słowa banknot, obejrzał go skrupulatnie, tak samo jak poprzedni, i wręczył starcowi równowartość w złocie.
Menuisier opuścił bank z głębokim przekonaniem, że nikt na świecie nie zdoła wykryć tej machinacji. Ogarnęła go szalona radość i wszystkie wątpliwości zniknęły bez śladu.

Minęła godzina. Rapin, leżąc na łóżku palił papierosa za papierosem. Wreszcie ktoś zapukał do drzwi.
Na progu stał Menuisier. Malarz ruchem ręki zaprosił go do środka. Na twarzy lichwiarza płonęły niezdrowe rumieńce. W jego szarych, latających oczkach błyszczała radość. Kapelusz zsunął się na tył głowy, odsłaniając zroszone potem czoło. Zamknął za sobą ostrożnie drzwi.
— Nadzwyczajne! Niesłychane — zawołał ze wzruszeniem — Kasjerzy zamienili mi bilety bankowe bez słowa!
Rapin nie podzielał bynajmniej zdumienia swego gospodarza. Uważał ten rezultat za całkiem naturalny. Usiadł spokojnie na łóżku, podczas gdy Menuisier wyciągnął z kieszeni otrzymane w bankach banknoty i sztuki złota.
— A więc, mój drogi, czy chce pan zostać moim wspólnikiem? — zapytał niedbale. — Muszę pana ostrzec, że potrzeba mi do fabrykacji bardzo poważnego kapitału. Ponieważ ja sam nie posiadam majątku, — obowiązek finansowania wynalazku spadnie całkowicie na pana. Wzamian za to otrzyma pan połowę ogólnej produkcji. Obowiązuję się przy tym dostarczyć panu w ciągu dziesięciu dni od chwili otrzymania od pana umówionej sumy — przynajmniej po pięćset banknotów pięćset frankowych tygodniowo. Każdy z tych banknotów będzie posiadał inny numer, aby ułatwić w ten sposób wymianę. Czas eksploatacji trwać będzie dokładnie pięćdziesiąt dwa tygodnie i ani dnia więcej. Musimy się bowiem liczyć z tym, że to masowe fałszerstwo musi zostać odkryte w