Przejdź do zawartości

Strona:PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, że był on przymocowany z jednej strony do ściany na zawiasach, jak drzwi. Tuż za nim ukryte było szerokie przejście. Raffles zbliżył się i ujrzał ciemny korytarz oraz niknące w ciemnościach schody.
— Niech pan przyniesie światło — zwrócił się do Komarczewa — zejdziemy na dół.
W tej chwili, w drzwiach prowadzących do sypialni, stanął Andrzej.
— Nie ma pan u mnie nic do roboty! — krzyknął z wściekłością. — Stary dał się wziąć na lep pańskich pięknych słów... mnie to nie wystarczy!
Nie tracąc spokoju, Raffes spojrzał na młodego człowieka.
— Mam dla pana inne środki — rzekł, — jeśli słowa panu nie wystarczają.
Odwrócił się od niego z pogardą.
Tuż za Andrzejem ukazał się Chariey. Słyszał on przebieg ostatniego starcia. Andrzej uspokoił się i wraz z Charleyem wszedł do laboratorium.
Komarczew zapalił latarnię. Pierwszy zszedł ze schodów, prowadzących do podziemnego przejścia. Idąc za radą Komańczewa Charley zamknął za sobą kominek, odgrywający rolę drzwi. Posuwali się w migotliwym świetle latami.
Podziemny pasaż mógł się znajdować na jakieś piętnaście metrów pod poziomem ulicy. Był on na tyle szeroki, że dwaj ludzie idąc obok siebie mogli się posuwać swobodnie. Lord Lister odgadł odrazu, że znajdowali się w pozostałościach dawnych katakumb, znajdujących się jeszcze tu i owdzie pod powierzchnią Paryża. Od czasu do czasu widzieć można było czaszkę ludzką lub też piszczele, walające się po ziemi.
Mała grupa ostrożnie posuwała się naprzód. Tajemniczy Nieznajomy zauważył nagle, że Andrzej dziwnie przysuwa się do niego. Zastanawiał się właśnie, jakie mógł on żywić zamiary, gdy nagle młody człowiek wcisnął się pomiędzy niego a Komarczewa. Dał się słyszeć odgłos tłuczonego szkła: Jak się okazało Andrzej stłukł latarkę starca. Ciemności nieprzeniknione zalegały podziemie. Raffles zrozumiał odrazu powagę sytuacji. Włożył rękę do kieszeni, chcąc wyjąć elektryczną latarkę i rewolwery. W tej samej chwili otoczyły go silne ramiona. Został podniesiony do góry i uderzył głową mocno o sklepienie. Niewidzialny wróg cisnął go o ziemię, a jakaś żelazna ręka ścisnęła mu gardło.
— Jeśli nie zapalisz światła, łotrze, uduszę cię! — zabrzmiał ostry głos.
Raffes poznał głos swego przyjaciela, Charleya Branda. Niestety, jego wierny sekretarz pomylił się w ciemnościach i, chwyciwszy go za gardło, sądził że dusi Andrzeja. Chciał krzyknąć mu, że jest w błędzie, lecz napróżno starał się wymówić słowo. Silne palce Charleya dusiły go z całej mocy.
W tej samej chwili jakieś słabe światełko przeszyło ciemności. Zbliżało się ono szybko. Była to Tatiana, trzymająca latrnię ponad głową. W pierwszej chwili światło oślepiło walczących. Andrzej rzucił się na Charleya który nie wypuścił jeszcze lorda Listera ze swych rąk. W jego podniesionej dłoni błysnął sztylet. W jednej chwili zagłębił go aż po rękojeść w boku Branda. Ranny krzyknął boleśnie. Chciał się podnieść z ziemi, ale krew trysnęła z rany szerokim strumieniem. Charley Brand upadł zemdlony na Rafflesa.
Z trudem udało się Listerowi uwolnić z ciężaru jego ciała. W jednej chwili zrozumiał co się stało. Tuż obok szczątków stłuczonej latarni leżał na ziemi starzec, ogłuszony uderzeniem pięści. Andrzej blady i drżący opierał się plecami o ścianę korytarza, trzymając okrwawiony sztylet w ręku. Z głośnym przekleństwem rzucił się teraz na Tatianę i silnym kopnięciem wytrącił latarnię z jej ręki. Tymczasem Raffles podniósł się z ziemi i znów zabłysła elektryczna latarka. W prawym ręku trzymał nabity rewolwer.
— Cofnij się, psie, bo cię zastrzelę!
Andrzej rzucił się na przeciwnika. Noga jego poślizgnęła się na gliniastym gruncie. Napróżno starał się utrzymać równowagę. Upadł na ziemię, a padając, zranił się śmiertelnie własnym sztyletem, który skierował przeciwko Rafflesowi. Krew trysnęła z otwartej na piersiach rany. Nieszczęsny drgnął jeszcze parę razy i znieruchomiał na wieki. Poniósł śmierć z własnej ręki.
Dopiero wówczas Tatiana spostrzegła Mac Allana, leżącego na ziemi w kałuży krwi. Z okrzykiem przerażenia rzuciła się na jego ciało. Nerwowymi dłońmi rozpinała jego ubranie i przycisnęła chusteczkę do rany.
— Zostaw go, drogie dziecko — odsunął ją delikatnie Raffles. — Odwiozę go do hotelu. Mam nadzieję, że rana nie jest groźna. Niech pani zajmie się swym ojcem, który powraca do przytomności.
Podniósł Charleya, wziął go na ręce i, uginając się pod jego ciężarem począł powoli piąć się pokrętych schodach. Za nim szedł chwiejnym krokiem Komarczew. Opierał się na ramieniu Tatiany, która głośno łkała. Gdy znaleźli się na górze, Ra­ffles obejrzał skrupulatnie ranę. Przekonawszy się że nie była groźna nałożył opatrunek, aby zapobiec upływowi krwi. Wówczas wraz z Tatianą zajął się starcem. Szklanka starego wina przywróciła mu siły. Ze łzami w oczach wysłuchał opowiadania o tym, co się stało w podziemiach od chwili gdy zemdlał. Nie było jednak czasu na łzy. Należało jak najprędzej pogrzebać ciało Andrzeja i zwiedzić dom znajdujący się po drugiej stronie tajnego przejścia.
Raffles postanowili zostawić Charleya pod opieką Tatiany i udać się natychmiast wraz z Komarczewem do owego pawilonu. Tym razem przebyli podziemny korytarz bez przeszkód. Przejście ciągnęło się na przestrzeni dwuch kilometrów. Tajemniczy Nieznajomy wzdrygał się mimowoli na widok kości ludzkich, których tam było pełno. Wreszcie starzec zatrzymał się. W świetle latarni Raffles spostrzegł schody, wiodące w górę. Tylko sześć stopni dzieliło ich od drzwi znajdujących się w murze. Komarczew pchnął je i oczom mężczyzn ukazało się światło dzienne. Weszli do małego pokoju, którego kominek stanowił, podobnie jak w pałacyku przy ulicy Watteau, ukryte drzwi prowadzące do podziemi.
Pokój ten służył za sypialnię. W jednym rogu stało łóżko, małe okna wychodziły na ogródek. Grube rolety chroniły przed wzrokiem natrętów. Raffles podszedł do okna i odsłonił roletę. Spostrzegł że pokój znajdował się na równym poziomie z ogrodem.
Z wyjaśnień Komarczewa wynikało, że pawilon ten składał się z dwuch pokoi oraz korytarzyka i stanowił część nieruchomości, należącej do niejakiego pana Menuisiera.
Menuisier — stary kawaler, mieszkający samotnie. słynął z niesłychanej chciwości. Opowiadano legendy o jego wielkim majątku i niesamowi-