Strona:PL Lord Lister -18- Eliksir młodości.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zupełne słusznie — odparł Raffles, które uważnie obserwował laboratorium.
Tajemniczy Nieznajomy wyczuł od razu, że znajduje się w pobliżu skarbu starego skąpca i że doktór, jak wszyscy ludzie jego pokroju, zdradzi się niewątpliwie gdzie skarb ten jest ukryty. W rzeczy samej obchodziły go niewiele wszystkie te klatki, kolby i wagi. Zależało mu jedynie na odkryciu miejsca, w którym stary ukrył pieniądze.
— Tam do licha, mister Knox — rzekł, uderzając go przyjaźnie po ramieniu — widzę, że z pana człowiek poważny i ostrożny. O ile się nie mylę przygotował pan prawdopodobnie cały szereg nowych leków, które zamierza pan lada dzień wypuścić na rynek.
— Ma pan rację — odparł dumnie doktór Knox. — Mam zamiar rzucić się z panami na wielkie interesy. Przyszłość należy do nas. Proszę zwrócić uwagę na wspaniały środek nasenny, który stworzyłem niedawno. Po użyciu zaledwie jednej kropli śpi się bez przerwy pełną godzinę... Obliczymy ten środek na sen dwu, trzy i czterogodzinny. Będzie bez konkurencji i zaćmi nawet mój „Calmonerw“.
— Calmonerw? Czy to owa guma arabska, której krople nalewa się do uszu? — zaśmiał się Raffles. — Daj pan spokój z tym Calmonerwem! Trzeba mieć źle w głowie, żeby tego używać. To co mi pan tu pokazuje, wygląda bardziej obiecująco. Mam wrażenie, że tam dalej chowa pan jeszcze większe cuda?
Rozmawiając w ten sposób Raffles zbliżył się do ciemnej komórki, znajdującej się w głębi pokoju. Jego niezawodny instynkt mówił mu, że tam kryje się skarb starego. Instynkt nie zawiódł go: zaledwie zdążył zbliżyć się do drzwi komórki, doktór Knox chwycił go za ramię i odciągnął go z całej siły, nie zdradzając przy tym zdenerwowania.
— Nie warto tam wchodzić, mister Parker — rzekł. — Jest to komórka, gdzie przechowuje próżne butelki, paki i płótna do opakowania. Proszę, niech pan zajmie miejsce w fotelu. Zrobimy krótki przegląd leków, które rzucimy na amerykański rynek. Mam nadzieję, że skończymy do czasu odejścia pociągu do Liverpoolu.
Wszyscy trzej usiedli w wygodnych fotelach, przy małym okrągłym stoliczka i zapalili papierosy.
Stary Knox wyciągnął z szafy wielkie książki handlowe i położył je na stole.
— Widzieliście panowie moją korespondencję? — rzekł — teraz należałoby przejrzeć moje książki handlowe. Przekonacie się panowie łatwo, że to złoty interes. Czy zamierzacie złożyć na początek milion dolarów?
Raffles nonszalancko skinął głową.
— Jeden milion... może być dwa, jak pan będzie chciał... Będzie to zależało od ilości leków.
— Zgoda — rzekł stary z zadowoleniem — możemy rozpocząć od miliona dolarów. Chwilowo to wystarczy. Natychmiast po otrzymaniu owego miliona wręczę panom wszelkie przepisy fabrykacyjne, abyście mogli rozpocząć produkcję natychmiast po przyjeździe. Oczywiście, zastrzegam sobie pewien procent od dochodu.
— Zgoda, doktorze — rzekł Raffles. — Jest pan człowiekiem interesu.
— Wierzę w pańskie słowa — rzekł Knox z uśmiechem. — Doświadczenie nauczyło mnie ostrożności. Wyobrażacie sobie być może panowie, że Ameryka jest daleko i że komunikacja jest utrudniona. Zanim uczynię jakikolwiek krok poproszę o wręczenie mi pewnej sumy a conto. Zależnie od wysokości tej sumy dam panom pewną ilość recept. Nie chciałbym, abyście panowie sądzili, że zamierzam was podejść.
— Jesteśmy dalecy od tej myśli — mister Knox. Ile pan chce a conto?
Raffles wypowiedział te słowa tak poważnym tonem, że Charley o mało nie parsknął śmiechem.
— Powiedzmy... 250.000 dolarów — rzekł doktór.
— Zgoda. Co dostaniemy w zamian?
— Mój ostatni środek nasenny...
— Zrobione — odparł Raffles.
Wyciągnął z kieszeni książeczkę czekową na Bank Angielski. Wypełnił czek i wręczył go staremu, który obejrzał go z uwagą.
— Rozumie pan chyba, że nie mogę mieć tak wielkiej sumy przy sobie — rzekł Raffles tonem wyjaśnienia. — Jeśli pan chce, może pan podjąć ją już jutro, lub też przelać ją na swój rachunek w banku.
Stary szarlatan nie zdradził się ani słowem, że żadnego rachunku w Banku nie posiada.
— W porządku — rzekł, kiwnąwszy głową.
Schował czek do kieszeni. Charley uśmiechnął się: znał doskonale tę fałszywą książeczkę czekową.
— Oto mój środek nasenny i jego skład — rzekł Knox, zwracając się do Rafflesa.
Raffles spojrzał na formułkę chemiczną. Ponieważ był biegły w chemii farmaceutycznej od razu zdał sobie sprawę ze składu leku.
— Bardzo pięknie — rzekł — jaki jest główny składnik tego środka?
Knox wskazał na flakon
— Jest to potężny środek nasenny, zawierający znaczną ilość opium.
— Drogi doktorze, mam wrażenie, że nasze interesy rozpoczną się natychmiast — rzekł Raffles tonem tak poważnym, że Charley o mało nie wybuchnął śmiechem.
— Jakto? — zapytał niespokojnie Knox.
— O... Nic wielkiego — rzekł Raffles śmiejąc się szczerze. — Trzeba tylko podpisać nasz kontrakt.
— Chętnie — rzekł doktór, kierując się w stronę ciemnej komórki.
Raffles zagrodził mu drogę.
— Hola — rzekł — teraz, gdy ma pan nasze pieniądze, chce się pan nam wymknąć i zostawić nas tutaj? Nic z tego nie będzie, drogi panie.
— Ależ, panowie... szepnął doktór - cudotwórca, otwierając ze zdumienia szeroko oczy.
— Bez żadnych historii! — zawołał Raffles, rzucając się na niego.
W minutę później doktór, związany jak należy sznurami, które Raffles i Charley przynieśli ze sobą, leżał rozciągnięty na ziemi.
Zaskoczony przez nagłość ataku, stary filut nie zdążył zareagować odpowiednio. Dopiero teraz odzyskał przytomność.
— Złodzieje, bandyci! — krzyczał z całej siły. — Na pomoc!...
Na próżno starał się oswobodzić ze swych więzów.
— Psy nieczyste! — wymyślał w dalszym ciągu. — Doktór Redmiel miał rację... Rozwiążcie mnie i pozwólcie odejść. Każę was zaaresztować i dostaniecie po dwadzieścia lat więzienia każdy!
Tymczasem Raffles zrobił ze swej chusteczki spory knebel.