Strona:PL Lord Lister -17- Tajemnicza bomba.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było mieć dużo czasu... Nikt nie ma go więcej, niż wy, Marholm.
— Wierzę, że z pana jest prawdziwy Sherlock Holmes — odparł Pchła. — Tym razem jednak wyprowadzono pana haniebnie w pole, a uczynił to sam Raffles!
— Może więc powiecie, w jaki sposób dostał się do biura?
— Na co jest pan Scherlockiem Holmesem?.... Okna były zamknięte, mógł więc wejść jedynie przez drzwi.
— Ha-ha... — zaśmiał się Baxter. — Złapałem was... Raffles nie mógł się przedostać przez drzwi, ponieważ stoi przed nimi policyjna warta.
— Rzeczywiście... Niech pan sam spróbuje: założę się, że można przejść przez nią niepostrzeżenie.
Otworzył drzwi: sierżant oraz trzej policjanci spali snem sprawiedliwych. Baxter zaklął siarczyście; na głos szefa zerwali się przerażeni. Spoglądali po sobie nieprzytomnym wzrokiem. Inspektor wyrwał ich z poobiedniej drzemki.
Inspektor wrócił do gabinetu, trzasnął z wściekłości drzwiami i pochylił się nad listem:
— Jeśli Raffles był naprawdę w biurze — rzekł — wydaje mi się niemożliwym, aby nic stąd nie zabrał.
— A to dlaczego Przecież Raffles jest pana największym przyjacielem?
— Cóż ty opowiadasz? Ja miałbym być przyjacielem takiego człowieka? Wypraszam sobie podobne żarty! Będę błogosławił dzień, w którym zamknę go do jednej z naszych cel! To cud, że dotąd jeszcze nie oszalałem!
Marholm uśmiechnął się ironicznie.
— Co za kpiny? — krzyknął Baxter, waląc pięścią w stół.
— Chciałem poprostu powiedzieć, że to byłoby niemożliwe.... Nie widzę w tym nic obraźliwego.
Baxter oddychał z trudem.
— To bezczelność... Wyrzucę pana na zbity łeb!
— Czy aby naprawdę? — zapytał Marholm z radością.
— Tak, ma prawdę!
— Nie omyliłem się więc w mym rozumowaniu. Posiada pan jeszcze resztki zdrowego rozumu.
— Więc to tak? — mruknął inspektor. — Teraz widzę dokąd zmierzacie. Chcecie mnie doprowadzić do ostateczności, abym was usunął ze stanowiska mego sekretarza. Nie zrobię wam jednak tej przyjemności. Nie zwolnię was nigdy, słyszycie?? Nigdy!.... Nawet gdybyście sobie pozwolili na jeszcze gorsze żarty wobec mnie. Moja wola musi być uszanowana. Możecie sobie nawet opowiadać, że nie ma czym oddychać w Scotland Yardzie i że wszędzie panują brudy niesłychane. Nie zwolnię was dla takich głupstw! Zobaczymy, komu się to prędzej sprzykszy. Zanim zmienię wam przydział i zanim zostaniecie odkomenderowani do czynności śledczych na mieście, udusicie się tu razem ze mną.
— To już mi wszystko jedno — odparł Marholm obojętnie. — Zobaczymy kto z nas wytrzyma dłużej,
— Obydwaj wytrzymamy — wrzasnął Inspektor, — nawet gdyby bomby padały z nieba, jak deszcz.
— Dobrze już, dobrze — odparł Pchła z uśmiechem. — Jedna bomba wystarczy. Niech się pan uspokoi. Radziłbym zastanowić się nad tym, co pisze Raffles w swym szatańskim liście. Obawiam się, że znów padniemy ofiarą jakiegoś piekielnego żartu.
— Nie sądzę — odparł Baxter niepewnym głosem.
— Ależ Raffles nie zwykł pisać czegoś, jeśli nie jest przekonany o słuszności tego co pisze. Ciekaw, jestem, co wisi nad naszymi głowami?
— Nad naszymi głowami? — powtórzył Baxter z przerażeniem. — Czy rzeczywiście myślicie... Możeby wezwać tutaj policjantów?
Obejrzeli dokładnie gabinet, odstawiając meble i przetrząsając każdy świstek. Zdjęli nawet obrazy z murów, nie znaleźli jednak nic podejrzanego. — Po tym zbrodniarzu można się spodziewać najgorszych rzeczy — rzekł Baxter.
Biedny inspektor nie mógł usiedzieć na miejscu. Ogarnęło go dziwne przerażenie. Obawiał się, że Raffles lada chwila zamanifestuje w przykry sposób swoją obecność. Wyszedł więc z gabinetu. Po chwili wrócił i w towarzystwie policjantów przystąpił do przeszukiwania swego prywatnego gabinetu, przyległego do biura. Wszystko zostano przetrząśnięte tak dokładnie, że po pewnym czasie w powietrzu unosił się tuman kurzu, który zmusił nawet samego Baxtera do kichania i wymyślania na ohydne nieporządki. Ale i tu nic nie znaleziono. Marholm brał czynny udział w tych poszukiwaniach. W pewnym momencie chwycił w ręce zamkniętą drewnianą kasetę noszącą napis: „Dokumenty tajne“. Baxter rzucił się w jego stronę.
— Zostawcie to, Marholm. To moja prywatka własność!
— Dobrze wiedzieć — mruknął Marholm, odstawiając kasetkę na półkę. — Sądzę, że warto będzie pewnego pięknego dnia zrobić rewizję w prywatnych papierach pana inspektora.
Wymyślając, ile wlazło ohydnemu bandycie, przez którego nie spał przez cały poranek mimo nocnej służby, Baxter opuścił Scotland Yard. W tej samej chwili Marholm rzucił się do gabinetu, gdzie stała kaseta i rozpoczął rewizję „Tajnych dokumentów“.
Znalazł tam z tuzin fotografii ładnych kobiet i paczkę listów miłosnych, skierowanych do pana inspektora.
— Szkoda, że Raffles tego nie znalazł — szepnął do siebie z uśmiechem sekretarz — świetna myśl: Wysilę mu to. Z pewnością zainteresuje go korespondencja prywatna naszego szefa.


Przykry zapach.

Przerażenie, jakie zapanowało w Scotland Yardzie po zamachu bombowym, odbiło się na nastrojach ludności londyńskiej, wywołując wszędzie niesłychane zdenerwowanie.
Na każdą porzuconą paczkę patrzano z przerażeniem jak na bombę. Wszyscy myśleli tylko o tym, aby uchronić swe życie przed zamachami anarchistów. Napróżno gazety starały się przemówić ludziom do rozsądku, wykazując bezpodstawność podobnych obaw. Nikt im nie wierzył i ich kampania pozostawała bez echa. Policja i mieszkańcy co pewien czas odkrywali jakieś bomby, oczywista... urojone. Inspektor Baxter był zdania, że w najbliższych dniach powódź bomb zaleje Lon-