Strona:PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chętnie, drogi panie — odparł lord Lister — jestem panu zobowiązany za udzielenie mi tej ostatniej możliwości. Chcę panu zrobić tę przyjemność ponieważ tak mi się podoba, a nie dlatego, że pan tego ode mnie żąda. Proszę sobie zapamiętać tę różnicę...
— To już mi wszystko jedno... Niech się pan śpieszy.
— All right — rzekł Raffles.
Ani jeden musiku! nie drgnął w jego twarzy. Wyciągnął z kieszeni swojej kamizelki pęk kluczy, z których odłączył mały złoty ołówek.
— Proszę pisać piórem — rzekł Jeffries sucho.
— O nie, mój panie — odparł Raffles. — Poza tym proszę przemawiać do mnie innym tonem. Nie znoszę atramentu. Mój ołówek jest ołówkiem kopiowym.
— Pisz pan, jak pan chce, byle prędzej.
Raffles wstał i przysunął swój fotel do biurka. Miało się wrażenie, że przygotowuje się do wygód niejszego pisania. Notariusz, nie spuszczając zeń wzroku, stał z rewolwerem, gotowym do strzału w środku dywanu, podziwianego przez Rafflesa.
Z ust lorda Listera padł okrzyk zniecierpliwienia: przez nieuwagę lord upuścił swój złoty ołówek na ziemię.
— Do diabła...
Lord Lister pochylił się szybko, aby go podnieść. Błyskawicznym ruchem schwycił koniec dywana, pociągnął go ku sobie z całych sił i padł sam na kolana.
Notariusz nie spostrzegł tego manewru. Ponieważ dywan usunął mu się z pod nóg, stracił równowagę i upadł w tył, zdążywszy jednak nacisnąć cyngiel rewolweru. Huknął strzał i wspaniała waza chińska, stojąca za Rafflesem, rozpadła się w kawałki.
Wszystko to było dziełem kilku sekund. Raffles skoczył na Jeffriesa, wyrwał mu rewolwer i kopnął go w drugi koniec pokoju. Następnie ścisnąwszy kolanami piersi człowieka, chwycił koniec dywana i owinął nim notariusza tak ciasno jak naleśnik. Następnie zerwał sznur telefoniczny i związał zręcznie swego przeciwnika. Do ust wpakował mu zwiniętą chustkę do nosa.
Lady Mabel przez kilka minut nie mogła przyjść do siebie ze wzruszenia. Przerażonym wzrokiem spoglądała na bezkształtną, zawiniętą w dywan masę, po czym przeniosła wzrok na zwycięzcę, nonszalancko opartego o biurko i palącego papierosa. Tajemniczy Nieznajomy uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny.
— Droga Mabel, niech się pani uspokoi, przecież ta kiełbasa — rzekł, wskazując na skrępowanego notariusza — nie może nikomu szkodzić.
Lord Lister posadził dziewczynę w fotelu, a sam zbliżył się do notariusza. Jeffries odzyskał już przytomność i, skręcając się, począł napróżno usiłować wydostać się z więzów.
Lister przysunął fotel do swej ofiary.
— Drogi panie — rzekł — i znów powiedział pan kłamstwo. Ósma godzina minęła, a ja jeszcze żyję. Jeśli pozwoli pan sobie udzielić dobrej rady, niech pan nie próbuje nawet uwolnić się z więzów. Stracony trud! Założę się z panem o sto funtów przeciwko workowi zgniłych gruszek, że zdołam jednym ruchem ręki otworzyć pańską kasę. W tej kasie, drogi przyjacielu, znajdują się niezawodnie kosztowności lady Mabel. Przypuszcza pan prawdopodobnie, mój przyjacielu, że w wieczorowym ubraniu nie zdołam wykonać tak ciężkiej pracy? Jest pan w błędzie! Nigdy nie rzucam słów na wiatr. Niech pan uważa.
Z kieszeni futra, które położył starannie obok siebie na fotelu, wyciągnął niewielkie pudło z czarnej skóry. Z pudełka tego wyjął wytrych o dziwacznej formie.
— Widzisz — rzekł. — Oto zaklęty klucz, który otwiera mi drogę do wszystkich skarbów.
Nachylił się i obejrzał uważnie kasę.
— Mój drogi notariuszu — rzekł pogardliwie. — Powinien pan iść bardziej z prądem czasu. Jest to kasa żelazna z roku 1902. To śmieszne! Uważam nawet za poniżenie mojej godności otwieranie takiego grzmota. Zrobię to jedynie ze względu na miss Mabel.
Włożył wytrych do zamka.
— Mam nadzieję, że widzisz dobrze, Jeffries. A teraz uwaga. Przekręcam wytrych najpierw na prawo, następnie naciskam i drzwi się otwierają...
Lister otworzył ciężkie żelazne drzwi kasy i ukłonili się, jak to czyni aktor na scenie przed publicznością. Notariusz pożerał go oczyma.
— A teraz — ciągnął nieubłaganie lord Lister — otwieram następne drzwi, które bronią się równie słabo, jak i pierwsze... Mam już przed sobą tylko szereg szufladek, w których znajduje się ułożony porządnie cały pański majątek...
Mabel Dennis zaciekawiona zbliżyła się do Rafflesa. Poczęła żywić zaufanie do tego człowieka, który z zadziwiającą łatwością otwierał kasy ogniotrwałe, nie tracąc przy tym godności prawdziwego arystokraty.
— Moje kamienie! — zawołała nagle.
Na jednej z pólek kasy stało podłużne pudełko z czarnej laki, ozdobione japońskim rysunkiem.
— Przedmiot przestępstwa znajduje się już w naszych rękach — rzekł Raffles, oddając młodej dziewczynie kasetkę.
Mabel otworzyła ją z trwogą: kamienie leżały, w niej w takim samym porządku, jak były przesłane. Nie brakowało ani jednego.
— Śpiesz się, moje dziecko — rzekł Raffles, kładąc jej dłoń na ramieniu. — Nie powinna pani ani chwili dłużej pozostawać w tym domu. Odprowadzę panią do wyjścia.
Zarzucili futro, włożył na głowę cylinder i wraz z dziewczyną zeszedł ze schodów.
Na ulicy wyciągnął do niej rękę i ukłonił się głęboko.
— Dowidzenia, miss Mabel. Chcę dać pani jedną dobrą radę na przyszłość: Niech pani nie sprzedaje tych klejnotów. Jeśli jest pani w potrzebie, niech pani sprzeda coś innego. W każdym razie ze sprzedażą kosztowności należy poczekać jeszcze parę dni. Prawdopodobnie w krótkim czasie stanie się coś, co umożliwi pani wyjście z tej przykrej sytuacji. Proszę nie żywić na mniejszych obaw... Wkrótce dam pani znać o sobie.
Młoda dziewczyna uścisnęła serdecznie wyciągniętą ku niej dłoń.
— Och — szepnęła wzruszona. — Jakże kłamliwe są wieści, rozpowszechniane na pański temat! Nie zapomnę o panu nigdy w życiu. Być może, że uda mi się jeszcze kiedyś w przyszłości okazać panu mą wdzięczność. Jeślibym kiedykolwiek w życiu mogła panu być pomocną, proszę mi wierzyć, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy.
Lord Lister spojrzał na dziewczynę badawczym wzrokiem.