Strona:PL Lord Lister -10- W ruinach Messyny.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
3

— Trudno byłoby mi teraz przyrzec ci coś konkretnego, mój drogi Finori — rzekł lord. — Czy twój ojciec nie miał jakiegoś wroga?
Markiz podniósł do góry ręce.
— Na miłość Boską! Nie przypuszczasz chyba, że ojciec mój został podstępnie przez kogoś zabity?
— Nie wysuwam jeszcze żadnych przypuszczeń, drogi przyjacielu. Szukam tylko danych orientacyjnych. Musisz mi odpowiedzieć szczerze na wszystkie pytania.
— Masz rację, Lister! W Messynie nie mamy coprawda od wieków powaśnionych rodów, lecz wypadki vendetty nie są tam rzadkie. O ile jednak wiem, ojciec mój nie miał wrogów, Jego zacny i szczery charakter jednał mu przyjaźń wszystkich.
— Sprawa jest dość zawiła. Będziesz musiał stosować się ściśle do mych instrukcyj, jakkolwiek nie zrozumiesz odrazu związku pewnych mych posunięć z naszym głównym celem. Ponieważ nic mnie chwilowo nie wstrzymuje, będę ci towarzyszył aż do Messyny.
Markiz podniósł się i z oczyma błyszczącymi wdzięcznością spojrzał na Listera.
— Jestem ci winien dozgonną wdzięczność — rzekł, ściskając z uniesieniem dłoń lorda. — Jestem uratowany. Sprawa niezawodnie przybierze pomyślny obrót, jeśli ty bierzesz ją w swe ręce.
— Nie przesadzaj... Oto przede wszystkim czego żądam od ciebie w twoim własnym interesie: zabraniam ci odwiedzania owej sycylijskiej wróżki, zamieszkałej w Londynie.
— Jakto? — rzekł Finori zdumiony — Przecież było to żądanie mego zmarłego ojca?
— To nic nie szkodzi — odparł Lister, śmiejąc się. — Zastanawiam się tylko, w jaki sposób ojciec twój, człowiek światły i rozsądny, mógł żądać od ciebie takiej rzeczy? Wiele daje mi do myślenia piękny i staranny charakter pisma.
— Jakto? Czy przypuszczasz, że list mógł być sfałszowany? Przecież charakter pisma jest niewątpliwie charakterem mego ojca.
— To musimy jeszcze sprawdzić.
— Wówczas musiałbym złożyć wizytę wróżce — rzekł Finori.
— Możesz równie dobrze wstrzymać się z tym chwilowo. Jeśli list jest fałszywy, będzie to najlepszym dowodem, że mamy do czynienia ze zbrodnia.
— Nie rozumiem. Jeśli tkwi tu coś tajemniczego, czemu zabraniasz mi iść po tej właśnie ścieżce? Uważam za swój święty obowiązek odwiedzenie wróżki.
— Sądziłem, że pragniesz zastosować się do mych instrukcyj? — rzekł Lister śmiejąc się.
— Oczywista. Chciałbym jednak rozmówić się koniecznie z ową Sybillą. Nie możemy lekkomyślnie zrezygnować z tak cennego materiału.
Któż o tym myśli? Jeśli nawet ty nie pójdziesz do wróżki, musi to zrobić za ciebie ktoś inny. Ja sam odwiedzę Sybillę.
Finori uderzył się w czoło.
— Powinienem był domyśleć się tego wcześniej! Jeśli ty sam udasz się do Sycylijki, to zupełnie inna sprawa. Czy jednak nie ukrywasz czegoś przede mną? Czy wybierając się do niej, nie narażasz się na niebezpieczeństwo? Miałbym wyrzuty sumienia do końca dni moich, gdyby zdarzyło się jakieś nieszczęście.
— Cóż ci przychodzi do głowy, Finori? Jakie niebezpieczeństwo grozić może człowiekowi w Londynie? Nie myśl nawet o tym. Obawiam się, że zbyt mało będziesz miał zimnej krwi w całej tej sprawie. Moje nerwy są mocniejsze i dlatego wizyta u Sycylijki może dać lepsze rezultaty. Czy nie jesteś tęgo samego zdania?
— Masz najzupełniejszą rację.
— A więc zgodziliśmy się wreszcie — rzekł Lister ze śmiechem i zadzwonił.
W pokoju zjawił się stary lokaj, Fryderyk.
— Fryderyk wskaże ci drogę do ubieralni — rzekł, zwracając się do Włocha. — Włóż na siebie kostium artysty, mnie zaś zostaw swoje ubranie, bowiem, udając się na wizytę do Sycylijki, włożę je na siebie.
Finori spojrzał na niego ze zdziwieniem, lecz bez słowa wyszedł za lokajem.
Lister wielkimi krokami przemierzał pokój. Wyjął list z kieszeni i przyjrzał się adresowi Sycylijki.
— Strand East nr. 40 — rzekł. — Niebezpieczna dzielnica!
W momencie, gdy wyjmował z szuflady biurka wielostrzałowy rewolwer, do pokoju wszedł Charley Brand, jego sekretarz.
— Mam roboty po uszy, Charley. Zwiąż razem wszystkie te papiery, abyśmy mogli je odnaleźć w razie potrzeby.
— Dzięki Bogu — rzekł Charley z westchnieniem ulgi.
— Nie wyglądasz na człowieka, kochającego swe zajęcie. — Wybaczam ci jednak. Przypuszczam, że mała podróż do Włoch będzie ci bardziej odpowiadała.
— Zupełnie zrozumiałe. Lubię zmianę klimatu.
— A więc pięknie: Wyjeżdżamy.
Charley spojrzał ze zdumieniem:
— Czy to prawda? — zapytał.
— Oczywiście, że tak. W obecnej porze roku pra wie wszyscy udają się na wycieczki. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Shaw, miljarder z Chicago, dał mi do dyspozycji swój jacht. Jutro lub pojutrze jacht będzie gotów do podróży. Zbierz tymczasem za łogę, która pije gdzieś w porcie, i zapewnij sobie usługi starego wilka morskiego, kapitana Wheelera. Wystaraj się o potrzebne paszporty dla nas oraz dla mego przyjaciela markiza Luigi Finori. A teraz w drogę, chłopcze!
Charley podskoczył z radości. Szybko opuścił pokój, aby zająć się przygotowaniami do podróży.
Lokaj wniósł ubranie markiza. Lister włożył je na siebie i przejrzał się w lustrze, aby sprawdzić, czy istotnie jest podobny do swego przyjaciela. Gdy markiz wszedł do pokoju, miał wrażenie, że stoi wobec własnego sobowtóra.
— Usiądź-że przed lustrem, markizie — rzekł lord Lister — Jesteśmy podobni do siebie jak dwaj bliźniacy. Będziesz musiał jednak nałożyć trochę szminki na twarz. Ja wprawdzie mam uchodzić za markiza Finori, ty jednak nie masz potrzeby upodobniania się do Listera. Musisz udawać raczej amerykańskiego artystę, ponieważ mówisz doskonale po angielsku. Spróbuj włożyć na siebie tę perukę i fałszywą brodę. Założę się, że nikt nie pozna markiza Luigi Finori w amerykańskim malarzu Cooku. Czy znasz na tyle malarstwo, aby odegrać dobrze swą rolę?
— Bądź spokojny: Każdy Włoch rodzi się artystą. Trudno ci będzie wyobrazić sobie ile płótna i farby napsułem w swym życiu. Ojciec mój, doskonały znawca sztuki, uważał, że prace moje mogą śmiało stanąć w szeregu z najlepszymi arcydziełami dwu-