Strona:PL Lord Lister -10- W ruinach Messyny.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

kałem całe dwa dni i nikt się po niego nie zgłosił. Ponieważ uważałem dalsze czekanie za bezcelowe, powróciłem do Messyny.
— W porządku Giannettino. Któż jest ten człowiek?
— Otóż to, signore — odparł Giannettino uległym tonem — Ponieważ zależy mi zawsze na rozwoju i świetności Maffii, postanowiłem sprowadzić tutaj mego bardzo dzielnego przyjaciela, Umberto Grilli z Wenecji, który marzy o tym, aby stać się członkiem naszej organizacji.
Członkowie rady skinęli aprobująco głową.
— Dobrze, mój synu. Jeśli odpowiadasz za jego wierność i uczciwość, przyjmiemy go. Czy wódz już przybył?
— Jeszcze nie — odparł jeden z nich — Zostańcie tutaj. Gdy wódz przybędzie, zawiadomimy was o powziętej decyzji.
Lister palił spokojnie swego papierosa. Nastręczała się możliwość łatwej ucieczki. Schody były wolne.
Nagle do uszu ich doszedł okrzyk wściekłości
Sekretarz Rady Jedenastu otworzył szafę, aby wyjąć z niej protokół ostatniego posiedzenia. Jakież było jego zdumienie, gdy ujrzał, że szafa ta jest pusta.
— Vendetta! Niechaj złodziej zginie wśród okropnych tortur! — wołano ze wszystkich stron.
— Jesteśmy odkryci, padrone — szepnął sycylijczyk przerażony. — Uciekajmy jeszcze jest czas. Schody są wolne.
Nagle dał się słyszeć z góry władczy głos.
Cóż się tam dzieje na dole? W imieniu potężnej Maffii żądam odpowiedzi.
— Szlachetny wodzu stała, się rzecz okropna. Okradziono skarbiec. Złodziej nie pozostawił ani grosza.
— Maledetto Diavolo! — wykrzyknął szef, którego ramię spoczywało na temblaku.
Zbiegł ze schodów.
— Kim jesteście? Co tu robicie? — rzekł na widok dwuch nieruchomo stojących ludzi.
— To ja, Giannettino, Pietri. Wracam z Neapolu, wodzu. Ten człowiek jest mym przyjacielem i pragnie wstąpić do Maffii.
Cezare wyciągnął z kieszeni rewolwer.
— Czyście oślepli, że nie widzicie przed sobą złodziei? Zbliżcie się do mnie, sędziowie potężnej Maffii! Podejrzenia moje przeciwko Giannettino potwierdziły się. Oddawna prowadzi podwójną grę Wyciągnijcie swe rewolwery, sędziowie! Winni niechaj umrą natychmiast!
Śmierć złodziejom! — zawyło jedenastu mężczyzn.
Jedenaście rewolwerów zwróciło się w stronę Listera i Giannettino.

W sali tortur

Pół godziny przed tymi wypadkami dziwny wypadek zdarzył się w oddalonej sali katakumb, łączącej się tajemniczym przejściem z kościołem San Francesco di Paola.
Miejsce to było dawniej miejscem wiecznego spoczynku biskupa Messyńskiego w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W podziemiach tych pierwsi chrześcijanie odprawiali swoje nabożeństwa.
Na podniesieniu, gdzie ongiś znajdował się sarkofag, stał fotel z prostego drzewa. Siedział na nim starzec o wyglądzie dostojnym ze związanymi rękami i nogami. Gruby sznur przywiązywał go do oparcia fotelu. W murach grubości dwuch metrów widniały malutkie okienka, którymi skąpo przenikało do podziemi świeże powietrze. Okienka te były tak małe, że nawet kot przecisnąłby się przez nie z trudnością.
Na bladej twarzy starca malowała się niezłomna wola. Jedno jego ramię było swobodne. Przed nim stał człowiek, w masce na twarzy i w kapeluszu nasuniętym na oczy. W lewej ręce trzymał pióro i kartkę papieru. Prawa jego ręka spoczywała na temblaku.
— Markizie Finori — rzekł — podpisz ten testament, który czyni mnie twym spadkobiercą, a będziesz wolny!
— Nie, mój synu — odparł starzec z pogardą — zbyt dobrze znam historię Borgiów. Kiedy ofiary ich, uwiedzione obietnicami, spełniały ich prośbę, podpisywały na siebie wyrok śmierci. Nie mam zamiaru naśladować tego przykładu.
Człowiek tupnął nogą i zawołał:
— A więc umieraj. Mam i tak twoje pieniądze. Jeśli w Italii nie uznają we mnie twego spadkobiercy, będę mógł korzystać z majątku twego w innym kraju. Żegnaj dobry ojcze, który nie zawahałeś się przed rzuceniem swego syna na pastwę ulicy...
— Czyż mało dawałem ci pieniędzy, bastardzie? Czemuż trwoniłeś je na hulanki wraz z niegodnymi towarzyszkami? Czemuż doprowadziłeś do tego, przestępco i fałszerzu, że musiałem cię wyrzucić z domu przez służbę?
— Jesteś w mej władzy — rzekł — Umrzesz smażony na powolnym ogniu. Czy widzisz ten zegar czy widzisz nóż, który tkwi między jego wskazówkami?
Zbliżył się do ściany i pociągnął za łańcuch, do którego był przymocowany ciężarek. Nóż począł posuwać się z góry na dół. Umieszczony był tuż nad piersią więźnia. Starzec spojrzał obojętnie na sufit.
— Tak — odparł — Gdym tylko ujrzał ten nóż, pomyślałem sobie odrazu, że jest to pewno nowy twój wynalazek.
— Jeślibyś jakimkolwiek cudem uniknął noża, ściany same zbliżyłyby się do siebie i zgniotły cię swoim ciężarem. Jeślibyś wołał śmierć inną, podłoga może uchylić się pod twymi stopami i wówczas znajdziesz śmierć w rwącym potoku, który przepływa pod tymi podziemiami.
— Dziękuję — odparł więzień — Jeden rodzaj śmierci wystarczy mi w zupełności. Jeśli przekleństwo moje ma jakąś moc, chciałbym, aby spełniło się ono jaknajprędzej. Idź do piekła przeklęty!
— Opowiedz to lepiej małym dzieciom — odparł zamaskowany człowiek, pokrywając śmiechem swój niepokój. Był on bowiem przesądny, jak każdy Sycylijczyk. Jeśli to może przynieść ci ulgę, wiedz, że wkrótce spotkasz się ze swym kochanym Luigi. Ja zaś zostanę i tak twym dziedzicem, jakkolwiek odmówiłeś podpisania testamentu. Żegnaj.
Święci będą czuwać nad życiem mego ukochanego syna!
Łotr roześmiał się.
— A nie nudź się zbytnio w mej nieobecności, ojczulku. Masz jeszcze dziesięć minut życia. Gdy wskazówka zegara stanie na dwunastej, nóż opuści się całkowicie i pogrąży się w twym sercu! Adio!
Cezare z trzaskiem zamknął za sobą ciężkie drzwi.