Strona:PL Lord Lister -07- Włamanie na dnie morza.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
7

— Dobrze. Odeślę ją wam później. Do widzenia i dziękuję.
Po południu lord Lister i Charley Brand udali się do mieszkania Foxa juniora. Mieszał w starej dzielnicy Londynu, na jednej z wąskich krętych uliczek.
— Stare domy potrafią dochować tajemnicy — rzekł lord Lister, spoglądając podejrzliwie na ruszone zębem czasu mury. — Prawie każdy z nich ma tajne korytarze, wiodące do bezpiecznej kryjówki. Mister Fox ma niewątpliwie słuszne powody, aby tu wybrać sobie mieszkanie.
— Ten dom wygląda, jak bandyckie gniazdo — odparł Charley, oglądając tabliczkę z numerem.
Był to dom, w którym mieszkał Fox.
— Czy wiesz, kto mieszka w tej dzielnicy?
— Nie mam pojęcia.
— Paserzy i lichwiarze. Mój przyjaciel Baxter urządza tu często wyprawy.
— Czy osiągają one poważne rezultaty?
— Nie. Ci ludzie posiadają wszędzie wspólników, którzy ich kryją w razie niebezpieczeństwa. Moim zdaniem Fox należy do bandy włamywaczy.
— Złóżmy mu więc wizytę.
Drzwi były zamknięte. Lord Lister zadzwonił. Wewnątrz dały się słyszeć kroki. Głowa dość ładnej kobiety ukazała się w okienku judasza.
— Pana Foxa nie ma w domu, proszę przyjść później.
— Szkoda — odparł Lord Lister — Nie mam czasu. Dziś jeszcze muszę drapnąć przed policją. Zrozumiano?
Kobieta zaśmiała się.
— Nie widziałam pana tutaj dotychczas.
— Jasne... Nie pracuję w Londynie.... tylko w miejscowościach kuracyjnych.
— Co pan przyniósł? — zapytała przezornie.
— Zegarek z dewizką.
— Dobra! Otwieram!
Zamknęła za sobą starannie drzwi.
Co to za próżniak? — zapytała wskazując na Branda.
— To nowicjusz. Można mieć do niego zaufanie
Zostawiła ich w pokoju, sama zaś wróciła do korytarza. Wyczulone ucho lorda podchwyciło dźwięk zamykanej zasuwy. Znaleźli się w potrzasku.
— Na miłość boską, Edwardzie! Gdzieśmy wpadli?
— Jesteśmy przypuszczalnie u pasera — odparł szeptem lord Lister — Bądź ostrożny i nie mów za wiele. Jestem pewien, że podsłuchują z drugiego pokoju.
— Ta kobieta podejrzewa nas o coś — rzekł głośno — Nie mam jej tego za złe. Fox chyba wróci nie długo i z nim dogadamy się najprędzej.
Usiadł na krześle i zapalił fajkę.
Charley spoglądał przez okratowane okno na niewielkie podwórko. Otaczały je domy, posiadające tylko malutkie okienka. Charleyowi wydawało się, że w jednym z okien dojrzał wysuwającą się ludzką rękę. Stado ptasząt przyfrunęło do okna i poczęło dziobać pokarm. Ręka ukazała się po raz wtóry, nie budząc wśród ptaków najmniejszej obawy. Była to niewątpliwie ręka kobiety lub dziecka. Chciał zwrócić na to uwagę Listera; lord wstał i dał mu znak, aby zachowywał się spokojnie. Zauważył bowiem, że niewielka klapa umieszczona w sposób niewidoczny w suficie uchyliła się z lekka. Nie ulegało wątpliwości, że byli podsłuchiwani.
Klapa zamknęła się i na podwórzu ukazała się kobieta, która otworzyła im drzwi.
— Obserwuj tę kobietę i powiedz mi kiedy wróci do domu — szepnął lord Lister Charleyowi.
Ku niemałemu zdziwieniu Branda, Lister zabrał się do przesuwania małej szafy.
Za szafą tą ukryte były drzwi, które nader łatwo dawały się otworzyć. Rzuciwszy okiem spostrzegł, że wiodły one do wąskiego korytarza, łączącego pokój z sąsiednim domem.
Chętnie byłby zbadał bliżej owo przejście... W tej chwili spostrzegł, że Charley daje mu znak: kobieta wróciła do domu.
Lord Lister zajął swe poprzednie miejsce. Po chwili zauważył, że klapa otwarła się znowu.
Zadźwięczał dzwonek u drzwi wejściowych: Klapa zamknęła się bez szelestu.
— Patron powraca — pomyślał Lister.
Do uszu dobiegł ich odgłos kłótni, która stawała się coraz gorętsza.
Nagle drzwi otwarły się i ukazała się w nich głowa kobiety.
— Kto to krzyczy tak głośno?; zapytał lord Lister.
— Jakiś człowiek który rozmawia z Foxem.
Hałas stawał się nie do zniesienia.
Wydawało się, że ktoś przewraca meble. Lord Lister przysunął się do kobiety załamującej ręce. Dwaj mężczyźni zmagali się z sobą, spleceni w walce Jeden z nich trzymał w ręce nóż.
Lord Lister chwycił uzbrojoną w nóż rękę. Drugi z walczących podniósł się z ziemi i ponownie stanął do walki.
Lord Lister poznał w nim Foxa.
— Goddam — zaklął bezsilnie przeciwnik. — Czemu mieszacie się do moich spraw?
— Czy weźmiesz teraz pieniądze i wyniesiesz się do wszystkich diabłów? — zapytał Fox.
— Nie pozostaje mi nic innego — mruknął zwyciężony — Pozwólcie mi odejść.
Lord Lister i Charley pomogli mu wstać.
— Ale też w dobry sposób przyjmujesz swych przyjaciół — zaśmiał się w stronę Foxa.
— Z takim typami, jak ty, nie można postępować inaczej... Nie mam jednak do ciebie żalu.
Podali sobie na pożegnanie ręce. Fox odprowadził go na ulicę.
Gdy wrócił, na twarzy jego malowało się zmęczenie. Gospodyni wniosła butelkę wina i szklanki.
— Dziękuję wam panowie — rzekł, wychylając duszkiem pełną szklankę. Pomogliście mi rzetelnie. Nie znacie jeszcze Jacka: To wariat. O byle głupstwo wyciąga nóż. Mam nadzieję, że nie piśniecie o tym słowa?
Raffles i Brand skinęli głową.
— Kim jesteście i kto was przysyła? — zapytał.
— Nie staraj się skrobać zbyt głęboko! Wystarczy wejść do kawiarni, aby otrzymać właściwy adres.
— Zgoda! Ale jak się nazywacie?
— Nazywaj mnie mym przezwiskiem liwerpoolskim: Sprytny William...
— Co robicie w Londynie?
— Chcę wybrać się w podróż na kontynent. Tutaj trudno mi oddychać. Fałszywy kolega wydał mnie policji.
— Nie odmówię wam pomocy... Anny, panowie są z pewnością głodni! — rzekł, zwracając się do gosposi — Nakryj do stołu!