Strona:PL London Biała cisza.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złotodajny Klondycke i tyle był szczęśliwy, że umiał to we właściwym czasie zrozumieć. — Zaczekajcie jeszcze trochę, a zbudujemy wam śliczną, małą łódeczkę.
Polegając na tej, niczem nie zagwarantowanej, obietnicy, Rasmounsen wrócił zpowrotem na trakt Crater-Lycke; tutaj natknął się na dwóch korespondentów od pism, których bagaże leżały rozrzucone po całej drodze; właściwie to część tych rzeczy znajdowała się jeszcze w Stone-House, część na przełęczy, reszta zaś tuż prawie nad jeziorem.
— Tak, — odezwał się znacząco Rasmounsen. — Mam ja tu w Lindermann tysiąc tuzinów jaj, a teraz właśnie cieśla kończy moją łódkę. To wielkie szczęście, prawda? Łodzi nie można teraz dostać za żadne pieniądze.
Na te słowa obaj korespondenci formalnie się na niego rzucili; gotowi byli gwałtem zmusić go, żeby ich ze sobą zabrał, powydostawali olbrzymie paki banknotów i całe garście złota. Ale on nie chciał o tem nawet słuchać, aż wreszcie z wielką niechęcią zgodził się wziąć ich na łódź za trzysta dolarów od osoby. Zmusili go do przyjęcia pieniędzy zgóry i natychmiast zabrali się do pisania korespondencji o miłosiernym Samarytaninie, który wiózł do Dawson tysiąc tuzinów jaj i zgodził się wziąć ich na dodatek. Miłosierny samarytanin tymczasem biegł co tchu do Lindermann, do swego cieśli.
— No, dawajcie łódkę, — zawołał na przywi-