Strona:PL London Biała cisza.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wydawał się nieledwie bogiem, który podniósł ją do siebie, nie dzięki jej istotnym zaletom, lecz jedynie z własnej swej woli. Nigdy też, nawet wtedy, gdy urodziła mu syna, nie zapomniała, że nie należy do jego plemienia. I tak samo, jak on był dla niej bogiem, kobiety jego rasy wydawały się jej boginiami. Dostrzegała różnicę pomiędzy niemi i sobą, nigdy wszakże nie czyniła porównań. Być może, że poznanie prawdy wywołuje wogóle lekceważenie; jakkolwiek bądź jednak, Magdalena przestała wreszcie uwielbiać owe białolice boginie. Zrozumiała, co one są warte. Umysł był nierozwinięty, ale w tym kierunku dopomagała jej kobieca przenikliwość. Tego wieczoru, gdy poraz pierwszy włożyła pantofle, doskonale zdała sobie sprawę z jawnego, śmiałego zachwytu swoich trzech przyjaciół i wtedy to porównanie samo się narzuciło. Zapewne, chodziło wtedy tylko o nogę, porównanie jednak na tem zatrzymać się nie mogło. Zaczęła przyglądać się sobie z ich punktu widzenia — i skończyło się na tem, że pojęcie o boskości białych jej sióstr w proch się rozsypało. Przecież, koniec końców, były one również tylko kobietami, czemużby więc nie miała znaleźć się w ich kole? Zwolna zrozumiała, jakie są słabe jej punkty, a to zrozumienie swej słabości uczyniło ją silną. Stała się tak pilną i gorliwą, że trenerzy w swych rozmowach o niej, trwających nieraz do późnej nocy, nie mogli dość się nadziwić wiecznej zagadce duszy kobiecej.
A tymczasem nadchodził dzień Dziękczynie-