Strona:PL London Biała cisza.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka: nie zemdlała i nie krzyknęła, jakby to uczyniła niewątpliwie niejedna z jej białolicych sióstr. Na rozkaz Malmuta Keada, całym ciężarem ciała wsparła się na naprędce sporządzonej dźwigni, zmniejszając tym sposobem wagę drzewa, przygniatającego jej męża, Kead zaś natychmiast zabrał się do przerąbywania toporem pnia sosny. Stal z brzękiem wgryzała się w zmarznięte drzewo, a za każdem uderzeniem słychać było oddech, z głośnym sapaniem wylatujący z potężnej piersi Keada: chcha, chcha!
Wreszcie Kead złożył na śniegu biedne ciało, które przed chwilą jeszcze było człowiekiem. Boleśnie było patrzeć na męczarnie towarzysza, ale boleśniej jeszcze — na niemą rozpacz jego biednej żony, na jej nieprzytomne spojrzenie, w którem błyszczała równocześnie i nadzieja i smutek beznadziejny. Słów wypowiedziano niewiele — ludzie z Północy od wczesnego dzieciństwa uczą się cenić nie słowa, lecz czyny.
W temperaturze sześćdziesięciu pięciu stopni poniżej zera, według Farenheita, człowiek nie może długo leżeć na śniegu i mimo to zostać przy życiu. Dlatego też czemprędzej poprzecinano rzemienie, przytrzymujące pakunki na saniach, i owinąwszy rannego w futra, położono na stosie gałęzi. Przed nim rozpalono ognisko z tego samego drzewa, co go przygniotło, a za jego łożem i nad nim rozciągnięto naprędce baldachim, żeby ze wszystkich stron dochodziły doń promienia ciepła — kto się uczył fizyki, ten zrozumie to zjawisko.