Strona:PL Listy Heloizy i Abeilarda z Francuzkiego Wierszem Polskim Przetłomaczone.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skał niedostępnych, albo iaskiń szukam smutnych,
Lubię się zakopywać w ciemnicach okrutnych,
Tam rozzłoszczony na me krzywdy i kaydany,
Chciałbym skryć i więcey nie bydź w świecie znany.
Wołam Cię Heloizo! i w mym zachwyceniu,
Zdaie mi się, iż głos twóy słyszę w puszcz schronieniu;
Smutny odgłos na wiatrów unosząc się skrzydłach,
Zdawa się nieść mi ięki w twych głosu pieścidłach;
I gdy w me zadumione uszy swóy wdzięk wraża,
Załośliwie Heloiz! Heloiz! powtarza;
Aż do mieysca wywczasu twóy obraz mię ściga,
W dzień wzdycham, noc mię z ogniow wnętrznych nie wydźwiga;
Myśląc zaś iż co kocham, ściskam i posiadam,
W mym znikam zawstydzeniu, i wszystko postradam.
Tey przeszłey nawet nocy, sen ieden kłamliwy,
Rozniecił w zmysłach moich pożar iak wprzód tkliwy,
W łonie twym omdlewałem i duch móy napiły,
W twych ustach błąkaiąc się wszystkie topił siły;
O! słodkie omamienie, o okropny iawie!
Cieniem snu nie pierzchliwe było szczęście prawie.
Patrząc na siebie twemi brzydziłem się wdzięki,
Były mi pieszczot źrzodłem, gorzkiey dziś są męki;
Co za stan! lecz cóż po tych czarnych Ci obrazach,
Na cóż grążyć Cię ieszcze w moich nieszczęść razach;
Wspomniy raczey iak wielką w ten czas chwałę miałem.
Gdy mimo Cię w kochaniu zwycięscą zostałem.
Już się słońce schylało, wiatr chłodny i cichy,
Igrał, zwisłe kołysząc po gaiku wichy;