Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ków, zwróciła się do wsi, gdzie właśnie odbywała się walka i poczęła nasłuchiwać. Tu na wzgórku panowała głęboka cisza. Przed starym kościółkiem stał wysoki, drewniany krzyż, a na nim rozpięty Chrystus. Z korony cierniowej na Jego głowie, gwoździ u nóg i rąk zwisały długie lodowe sople.
Milena nasłuchiwała chwilę, a że w pobliżu nie zauważyła nikogo, podniosła oczy ku niebu, zasianemu gęsto gwiazdami... W oddali z za ciemnego boru wychylała się czerwona jak ogień tarcza księżyca. Mróz był siarczysty, aż drzewa trzaskały... W tem zaszeleściało coś obok niej. Obejrzała się... Przed nią stał wilk, z oczyma jak dwa rozżarzone węgle. Mimo przestrachu, jaki ją w pierwszej chwili ogarnął, nie straciła ani na chwilę przytomności. Skoczyła szybko w tył i chwyciła stojący pod ścianą rydel. Nie było jednak z kim stawać do zapasów, wilk czmychnął, jak wypłoszony zając. Teraz rozległy się we wsi znowu strzały. Milena pobiegła szybko w dół, brodząc po kolana w śniegu. Niedaleko najbliższej chaty spotkała wieśniaczkę, która niosła na barkach broczącego krwią człowieka.
— Co się stało? — zapytała Milena.
— Nasi napadli na Polaków, którzy tędy przejeżdżali. Padło ich też, oh padło, ale mój mąż poraniony... Oj biedna ja i nieszczęśliwa.
Milena pomogła jej zanieść rannego do chaty, poczem wróciła do domu, by uspokoić starego ojca.

∗                    ∗

Niebawem zapukał ktoś silnie do okienka grabarza.
— Zobacz-no, kto tam — ozwał się ojciec do córki.
Ona otworzyła ostrożnie zamarznięte okienko i wyjrzała na dwór. Stały tu rzędem sanie i kilku żandarmów w pikelhaubach.
— Wstań, stary krecie — krzyknął jeden z nich — masz bardzo dostojnych gości...
— Nie mogę, jestem chory — jęczał grabarz, który żywił wielką niechęć do hulających żołdaków.
— Co nas to obchodzi — wściekał się Prusak — trupy muszą być pogrzebane?
— To sobie ich sami pochowajcie.