Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do tej chaty naprzeciw.
— Po co? Tam leżą tylko umarli, albo tacy, którzy wkrótce nimi będą.
Wiera wzruszyła niecierpliwie głową i pospieszyła do wskazanej chaty.
W dużej, ale nizkiej izbie, leżało na podłodze, zaścielonej słomą, około dwunastu żołnierzy. Żaden się nie ruszył. Słychać tylko było rzężenie i czasem cichy, stłumiony jęk. Rozprzestrzeniała tu istotnie swoje skrzydła cisza śmierci. Wiera wahała się chwilę u progu, poczem wzięła do ręki lampkę i oświeciła nią twarze leżących.
Naprzeciw drzwi leżał młody oficer, prawie dziecko, o twarzy pięknej i niewinnej. Zdawało się, że śni, że marzy o kraju rodzinnym, a może o sławie. Wiera nachyliła się nad nim, wzruszona głęboko jego losem.
Wtem oficer otwarł powieki i Wiera ujrzała dwoje dużych niebieskich oczu, pełnych wyrazu natchnienia, czy tęsknoty,
— Ktoś ty? — zapytał ledwie dosłyszalnym szeptem.
— Pielęgniarka rannych.
— Jak się pani nazywa?
— Wiera.
Spojrzał na nią badawczo, z wysiłkiem uśmiechnął się w końcu.
— A mnie się zdawało, że to anioł — szepnął — gdy tymczasem był to sen tylko, sen bardzo piękny...
— Czy mogę panu co pomódz? Opatrzono pana należycie? — pytała Wiera.
— Niestety, pomoc wszelka jest zbyteczna. Powiedział mi to lekarz i zapewne nie bezpodstawnie... Jeżeli jednak pani mogłaby napisać kilka słów do...
— Do matki?
— Tak?
Wiera opuściła szybko rannych, udała się do lazaretu, a wyszukawszy w walizce papier i ołówek, wróciła do rannego oficera. Przy świetle lampki pisała na jego kolanach, on jej dyktował, poczem podpisał się własnoręcznie: Leon Kiryłowicz Melinow.
Wiera schowała list za gors i klęcząc jeszcze, wejrzała w jego oczy. Nagle chwyciła go za obie ręce i ozwała się.